Pierwsza próba sfotografowania ciuchów – na tle przysłowiowej meblościanki ("spoko, wytniemy to w fotoszopie") - skończyła się zdjęciami takimi jak to po prawej. I obopólnym niesmakiem.
Postanowiłam zdjęcia robić sama. Pewnego słonecznego dnia poszłam pożyczyć paleocyfrówkę od B. Gadałam przy tym tak, jak sądziłam, że fotograf gadać powinien: "Będę dziś robić zdjęcia, bo światło jest znakomite". I faktycznie, to znakomite światło i piękną pogodę udało mi się uwiecznić. Szkoda tylko, że nie to poeta miał na myśli...
Zrezygnowałam ze zgrywania doświadczonej amatorki-fotografki. Następne zdjęcia mówią o tym, jak się rzeczy mają. Jestem szafiarą strojącą się nawet na noc - ale dziewicą, jeśli chodzi o fotografowanie. Rezyduję w sypialni, w której panuje stagnacja, półmrok i zapach kawy. Voila.
Spodnie: dziecięca piżama No Boundaries na szerokiej gumce z indyjskiej, miętej tkaniny. Źródło: prowincjonalny szmateks. Cena: 4,50 zł.
Bluzka: kopertowy T-shirt Topshop wiązany z boku na sznurki, na plecach ma nadruk – ptak kojarzący się z chińską mitologią ( może dlatego, że yakuza nosi obrazki na plecach?). Źródło: warszawski second-hand. Cena: 3,50 pln.
Buty: baleriny-skarpety na miękkiej podeszwie. Żródło: Deichmann. Cena: 19 zł.
Telefon: Nokia. Źródło: lumpeks. Cena: 45 zł/kg. (tu miejsce na krótki, lecz szczery śmiech).
A oto szczyt szafiarskiego antylansu: zdjęcie primo w lustrze przydymianym, a więc fałszyującym barwy, secundo bez głowy, tertio w pozycji figura serpentinata. Wyraża ono raczej desperację początkującej szafiarki niż urok zestawu.
Słowem: szukam fotografa!