niedziela, 30 marca 2014

Żydowska Aleja. Spacery i kasztany nad Kamienną

Berel Blum urodził się w 1925 roku i mieszkał w Ostrowcu przy Rynku. Właściwie to był wtedy jeszcze Berkiem Blumensztokiem.  Berel Blum to nazwisko nowe, powojenne, skrócone pewnie po to, żeby Amerykanom łatwiej było wymówić. Jego ojciec, stary Blumensztok, dostarczał towary do dworu. Był też powroźnikiem - produkował sznurki i liny. Berel-Berek miał kilkoro rodzeństwa i tak wspominał swoje dzieciństwo jako starszy człowiek, w 1996 czy 1997 roku, gdy udzielił wywiadu do Archiwum Instytutu Spielberga.
W szabas jedliśmy czulent. Po szabasowej kolacji matka i ojciec zostawali w domu i odpoczywali. A my, dzieci, szliśmy spacerować albo się bawić.
Jak byliśmy starsi, spacerowaliśmy. Główną spacerową ulicą była Aleja 3 Maja. W szabasowy wieczór spacerowało tam mnóstwo chłopców i dziewcząt. Przy tej głównej ulicy mieliśmy piękny park. W parku siadaliśmy i odpoczywaliśmy... W końcu późnym wieczorem wracaliśmy do domu.
A zatem Aleja zaludniała się spacerowiczami nie tylko w niedzielę po mszy, ale też w piątek, po szabasowej kolacji, a obyczajowy rytm żydowskich rodzin przekładał się na życie całego miasta, i to w sposób bardzo widoczny. Zresztą to nic dziwnego – przy Alei połowę mieszkańców stanowili Żydzi.

Na zdjęciu: spacer po Alei, już być może w sobotę, najwyraźniej połączony z pstrykaniem fotek. Spacerujący po Alei w szabas mały Berek-Berel mógł być w wieku starszego chłopca na drugim planie. Źródło: Ostrowiec: a monument on the ruins of an annihilated Jewish community. Wyd. Society of Ostrovtser Jews. Tel Aviv 1971. S. 26

Jest jeszcze jeden polsko-żydowski aspekt Alei: kasztany nad Kamienną zasadził Żyd. Tak, mówię o tych samych kasztanach, które od 2012 r. są pomnikiem przyrody. 23 kwietnia 1917 roku  pierwsza powojenna (no, prawie powojenna) Rada Miejska uchwaliła zasadzenie drzew na całej długości Alei 3 Maja. Wykonanie uchwały – informację czerpię z książki Żydzi ostrowieccy – „powierzono 3-osobowej grupie z Ludwikiem Wacholderem”.

Dziś raczej mówi się o tym, że kasztany sadzili harcerze. Brzmi swojsko, nie wnika się w ich narodowość, choć wśród nich mogła być młodzież zarówno żydowska, jak i polska. O tym, który sadzeniem zarządzał, pamiętamy zdecydowanie słabiej – pewnie dlatego, że „Wacholder” brzmi mniej swojsko niż „harcerze”.

Tak, właściwie o Ludwiku Wacholderze niewiele wiadomo ponad to, że w 1917 miał 36 lat, z zawodu był dentystą, a w radzie należał do sekcji szkolnej i sanitarnej. Był ważnym bezpartyjnym działaczem przez kilka dobrych lat. Jego nazwisko pojawia się w Komitecie Bezpieczeństwa Publicznego, powołanego ze strachu przed zamieszkami (a może pogromem?) przy okazji rozpadu Austro-Węgier, a potem w instytucjach charytatywnych, rozdzielających pieniądze przysyłane ze Stanów przez ostrowieckich emigrantów. Pewnie zrobił dla ostrowczan – no dobrze, dla ostrowiaków – nie mniej niż Rosłoński, Głogowski, Wardyński czy Radwan. A jednak swojej ulicy się nie doczekał.

Dlaczego w Ostrowcu nie pamiętamy o Żydach współtworzących to miasto, choć przecież byli ostrowiakami? Dlaczego nie tylko uważaliśmy, ale nadal uważamy Wacholdera i innych żydowskich ostrowczan za obcych? Dlaczego zakładamy, że pamiętanie o nich to nie nasza sprawa?

Wiem, że tok myślenia jest tu taki: po co mamy pamiętać Wacholdera? Niech Żydzi sobie go pamiętają. Tylko tych niewielu Żydów, którzy przeżyli i mogliby go pamiętać, są w Kanadzie, może w Stanach, może w Szwecji...  A póki co to my tracimy, bo znamy zmanipulowaną wersję przeszłości miasta, z której Żydzi zostali wycięci, wygumkowani, wyfotoszopowani, wyrzuceni, zlikwidowani. Tracimy też na tym etycznie. Bo czy nie jest tak, że kiedy gumkujemy żydowskie nazwiska w historii Ostrowca, kiedy ignorujemy całą zgładzoną społeczność, to symbolicznie powtarzamy likwidację, której dokonali Niemcy?

* * *

* Blum, Berel Wywiad 466. Visual History Archive. USC Shoah Foundation. http://sfi.usc.edu. Dostęp: 7 XII 2014 r. Tłumaczenie moje.

Dziekuję Maćkowi Biedce i Wojtkowi Mazanowi za wskazanie tropu żydowskich kasztanów w Alei. Dziękuję też Justynie Ładzie za pomoc w identyfikacji wieku kasztanów.

niedziela, 23 marca 2014

„We were Ostrovtzers”. Niespecjalnie religijny ostrowczanin

Harry Baigelman jest jednym z niewielu żydowskich ostrowczan, którzy przeżyli wojnę. Do powrotu do dzieciństwa skłoniła go fundacja Stephena Spielberga. Spielberg stworzył fundację po nakręceniu „Listy Schindlera”. Jej głównym zadaniem było zbieranie wspomnień Żydów, którzy przeżyli Holocaust.

Jest koniec lat 90., a Baigelman, który od lat mieszka w Stanach, wspomina czasy, kiedy jeszcze nazywał się Aron i mieszkał w Ostrowcu:
Wychowałem się w Ostrowcu Kieleckim. Szmul i Perła to rodzice, miałem 2 siostry starsze i młodszego brata. 
Mój ojciec był szewcem. Dokładnie to robił tylko wierzchy butów. Pracowały u niego dwie-trzy osoby. Pracowali w jednym pokoju, matka w tej samej izbie gotowała. Finansowo... żyliśmy dobrze. Matka prowadziła dom. Już dziadkowie byli urodzeni w Ostrowcu, byliśmy ostrowczanami. 
Nie byliśmy ortodoksyjni. Byliśmy tradycyjni. Ojciec czasami chodził do synagogi. Nie codziennie, nie co tydzień, tylko czasem. Ja też czasem chodziłem. Tak, nie byliśmy szczególnie religijni.
Byliśmy ostrowczanami, „We were Ostrovtzers”, mówi Harry Baigelman, kiedyś Aron, syn kamasznika Szmula. Mówi to w języku, którego nauczył się po wyjeździe z Polski, a ja zwracam uwagę na ten czas przeszły. Szkoda, że ten człowiek nie żyje w Ostrowcu. Ale lubię słowo „Ostrovtzers” - to musi być miks polskiego, jidisz i angielskiego. To słowo opowiada o ciekawym wycinku ostrowieckiej tożsamości.

To jest sprawa, która bardzo mnie interesuje i będę tu o niej pisała od czasu do czasu. Bo jest dla mnie niepojęte, że tak mało wiadomo o żydowskiej historii Ostrowca.

My, dzisiejsi ostrowczanie, lubimy historię miasta. Prawda, że lubimy? To polubmy też historię Ostrowca tworzonego przez Ostrovtzers, którzy żyli tutaj 70 lat temu, a 130 lat temu stanowili ponad 80% ostrowczan. (W 1865 roku Żydzi stanowili 80,9 % mieszkańców Ostrowca, a w 1890 było ich 85,2%. Por. książka Waldemara Broćka, Adama Penkalli i Reginy Renz „Żydzi ostrowieccy. Zarys dziejów”. Ostrowiec Świętokrzyski 1996, s. 38.)

Swoją drogą. Nie wiem jak Wy, ale ja nie miałam jeszcze niedawno pojęcia, że „finansowo żyliśmy dobrze” w ostrowieckiej żydowskiej rodzinie oznaczało to, że warsztat pracy dla trzech osób jest zarazem kuchnią dla sześcioosobowej rodziny. Wyobrażałam sobie, że Szmul Bojgelman – wymieniony w książce „Żydzi ostrowieccy” jako jeden z najważniejszych ostrowieckich kamaszników – żył jednak nieco bardziej dostatnio.

„Będę pisać” oznacza, że powstanie dwadzieścia albo trzydzieści tekstów. Tak myślę. Będę starała się pokazać Żydów (sobie? Wam?) wbrew stereotypom, a miejscem wydarzeń będzie Ostrowiec.

Po co mi to? Po pierwsze, chcę opowiedzieć o żydowskich ostrowczanach. O tym, jak Żydzi współkształtowali Ostrowiec i o tym, jak wiele nam po nich zostało w przestrzeni miejskiej. Po drugie, chcę o nich pamiętać. Bo jest groteską to, że na rynku jest pomnik „29 mieszkańców miasta zamordowanych przez hitlerowców 30 września 1942 roku”, a nie ma upamiętnienia 10 000 wywiezionych podczas „likwidacji getta”. Po trzecie, chcę zastąpić rzetelną wiedzą z książek albo wspomnieniami ludzi, którzy żyli kiedyś w Ostrowcu to, co wiem o ostrowieckich Żydach z miejskich legend, przesądów i stereotypów.

*

Cytat pochodzi z nagrania znajdującego się w Visual History Archive, wyszukiwarka: http://vhaonline.usc.edu, informacje o zbiorze: http://sfi.usc.edu.
Baigelman, Harry. Wywiad 7121. Visual History Archive. USC Shoah Foundation.  Dostęp: 6 XII 2013 r. Tłumaczenie moje.