czwartek, 22 stycznia 2009

Tekstowe maszyny

Tomasz Stawiszyński zamieścił niedawno na swoim blogu tekst o Zbrodni doskonałej Baudrillarda. Autor zżyma się na to, że filozof produkuje mądrze brzmiącą glosolalię. Ostatecznym oskarżeniem postmodernistycznego stylu staje się The Dada Engine, czyli program generujący postmodernistyczne teksty naukowe. Napisał go Andrew C. Bulhak, a ucieszne efekty pracy generatora można poznać tutaj.

Na marginesie: uczuć Tomasza Stawiszyńskiego nie podzielam. To dlatego, że ostatnio jestem tak zła na psychoanalizę lacanowską i gender studies, że nie ruszyłoby mnie nawet to, gdyby kot zrobił mi do buta kupę.

Wracając do Maszyny Dada: wszystko byłoby w porządku, gdyby Baudrillard - skoro cierpiał na przewlekły kryzys reprezentacji - zajmował się poezją. Tak, jak Derrida w animacji autorstwa Kolan W Ruchu:

http://www.digart.pl/zoom/933408/Derrida_recytuje_wiersze.html

Jeśli zmarłym wypada dawać dobre rady, to dorzucę, że Baudrillard mógłby zrezygnować z rzucania gromów pod adresem symulakrów (właśnie za to go nie lubię), a zamiast tego od czasu do czasu zwrócić uwagę na odbiorcę. Wystarczyłoby, żeby wziął przykład z rzeczonego Kolana W Ruchu aka Docteura Folamoura, który układnie wita się z czytelnikiem już w pierwszych słowach:

http://www.digart.pl/zoom/1230665/Klepsydra_z_powidlami.html

* * *

Więcej postmodernistycznych maszyn słownych na http://contraintes.inria.fr/bin/dada, http://kolanavvruchu.digart.pl/ w cyklu Jak porąbać instrument, a w wersji analogowej - w księgarniach, w postaci Stu tysięcy miliardów wierszy Raymonda Queneau.

sobota, 17 stycznia 2009

Hip-hop

Lubię hip-hop. Słucham go z satysfakcją tym większą, że bywa traktowany z protekcjonalnym to jest zła muzyka tego samego pokroju, co protekcjonalne oni są głupi pod adresem słuchaczy Radia Maryja. Nie tak dawno temu bez skrępowania kobieta wykształcona i obyta rzekła do mnie: słucham każdej muzyki. Tylko hip-hopu nie znoszę i miało to ciężar gatunkowy (czy raczej lekkość wykluczenia) hasła tylko disco polo nie znoszę.

Na marginesie: gdybym używała last.fm, mogłabym nie pisać, że słucham hip-hopu, bo byłoby zwyczajnie widać. I gdyby kto chciał, to mógłby sobie sprawdzić, jak brzmi słuchany cały czas przeze mnie Aesop Rock czy cLOUDDEAD. Ale ja last.fm nie lubię. Mam swoje zasady: nie lubię mainstreamowego undergroundu*, czytam "Nasz Dziennik" i słucham hip-hopu.

Hip-hop, którego słucham, pochodzi głównie z labelu Anticon. Jedna ze Antikonowych składanek nosi wszystko mówiący tytuł "Anticon presents Music for the Advencement of Hip-Hop". Innymi słowy, Anticon to awangarda; muzyka wydawana przez ten label ma się tak do hip-hopu, jak Picasso do malarstwa realistycznego. No, ale Picasso pozostaje w obrębie malarstwa, prawda? No, więc Anticon też hip-hopem pozostaje - nawet jeśli z przedrostkiem "avant" czy "abstract".

Oto próbka najwyższej próby abstract hip-hopu. Mam nadzieję, że spodoba się szanownym Państwu:



Ciekawostka: Ten kawałek, "9-5ers Anthem" z płyty Aesop Rocka "Labor Days" (wydanej wbrew temu co sądziłam, jak zauważył Lewar, przez Def Jux, a nie Anticon), wpisuje się w starą dobrą tradycję samplowania Dolly Parton. Myślę o Johnie Oswaldzie i kawałku "Pretender" ze słynnego albumu "Plunderphonics". John Oswald spowolnił wokal gwiazdy country tak, że zyskała głos mężczyzny. Taka sztuka krytyczna, tyle że w muzyce. Aesop Rock natomiast cytuje tekst z piosenki Dolly Parton (tak twierdzą zgodnie youtube'owi komentatorzy, bardziej ode mnie biegli w kulturze amerykańskiej). Tylko żebym jeszcze wiedziała, co z tego wynika! Czy anticonowy hip-hop ma się jakoś do filozofii, która stała za przedsięwzięciem Oswalda? A może po prostu pan Aesop Rock lubi bluegrass?

Hm. Jeśli tak, to fajnie. Ja też lubię.



* O "mainstreamowym undergroundzie" mówi Piotr Lewandowski w wywiadzie z Doshem i Aliasem z Anticonu dla PopUp'u.

wtorek, 13 stycznia 2009

Lidlowe Lo-Fi

Lubię Lidl. Jest trochę jak peweks albo sklep cynamonowy. Skojarzenie z Schulzem potęguje to, że Lidle w Warszawie są zlokalizowane na warszawskich ulicach Krokodyli, to znaczy w gorszych dzielnicach albo na obrzeżach miasta, często przemysłowych.

W Lidlu jest mnóstwo egzotycznych produktów niewiadomej jakości i proweniencji. Słonecznik prażony w łupinkach, prażone w łupinach solone ziarna dyni, marynowane parówki w słoiku.

Słowem, Lidl wyślizgnął się makdonaldyzacji. Brakuje tam standardowych produktów marek znanych z reklam, można za to nabyć - w ciemno - różne ekscytujące rzeczy. Takie jak poniższa.

Rzecz wprawdzie niepotrzebna, ale za to po okazyjnej cenie...? To, że jest "teraz taniej", wydaje się parodią promocji jako reklamowego chwytu:


Znalezione w Lidlu na Młocinach.

piątek, 9 stycznia 2009

Szklane domy w Rydzykowie

Czeka mnie okres wytężonej pracy. Mam nadzieję, że znajdę na nią siłę. Podejrzewam, że nadzieja to nie bezpodstawna. Jednak nie chciałoby mi się pracować nad poważnymi rzeczami, gdybym od czasu do czasu nie zrobiła sobie dnia dziecka, znaczy się: istoty, która dziwi się światu. "Nasz Dziennik" zawsze mnie śmieszył, tumanił, przestraszał, i tym razem też nie zawiódł moich oczekiwań. Jest nawet ciekawiej niż kiedykolwiek. Dawniej trafiałam na bezsensowne resentymenty i bredzenia o masonach, dziś znalazłam zachwycającą utopię.

Ale zastrzegam: nie myślę o tej gazecie, jak i o całym Rydzykowie, jak o dziwie. Raczej staram się rozumieć. Doskonale wiem to, o czym powiedziała ostatnio Dorota Masłowska w wywiadzie dla "Dużego Formatu". Dziwem jest raczej to, że te treści przenikają do zbiorowej świadomości establishmentu kulturalnego dopiero teraz.
Dowcipy z Radia Maryja doprowadzają mnie do szału, same w sobie też, ale raczej widzę w nich synonim myślowego gotowca - gotowych poglądów do uważania. Bo z tych ludzi strasznie łatwo się śmiać. Są fanatyczni, są oderwani od rzeczywistości i właśnie ta łatwość powiedzenia "oni są głupi" mnie rozsierdza - pseudowywrotowość i bezpieczeństwo takiego stwierdzenia, takie mruganie do siebie oczkiem: nas, ludzi mądrych i realnych. (...) To ja już wolę fanatyków. Przynajmniej mają odwagę być fanatyczni. Parę razy słuchałam Radia Maryja, idee tam głoszone i ich szkodliwość społeczna wydały mi się grozą. Ale jeśli słucha tego dwa czy ileś milionów osób, to coś znaczy. To są ludzie bez żadnego potencjału konsumpcyjnego, nie ma im czego sprzedać, nie ma gdzie ich zaprosić, nie ma po co do nich kierować żadnej fali telewizyjnej i radiowej, bo i tak nic nie kupią. Nie wiem, kto jest w naszym kraju bardziej izolowany - staruszka z emeryturą 700 zł czy fryzjer gej z Warszawy?
Do rzeczy. (To znaczy, Masłowska mówi do rzeczy, i jednocześnie ja przechodzę ad rem, czyli do rzeczy). Czy historia Rydzykowych odwiertów w Toruniu jest powszechnie znana? Mam nadzieję, że tak, bo każda ze stron sporu opowiada na ten temat inną historię. Nie podejmę się zrelacjonowania tego na nowo i bezstronnie.

"Sukces toruńskiej geotermii sukcesem Polski" - tak brzmi tytuł dodatku specjalnego o geotermii w Naszym Dzienniku z 22-23 XI 2008. Utożsamianie powodzenia jednego przedsięwzięcia z narodowym dobrobytem - to przesada. Sukces toruńskiej geotermii sukcesem Polski... ? A niby dlaczego? Mnie od razu skojarzyło się to z hasłami z lat pięćdziesiątych, kiedy stal była przedstawiana jako panaceum na wszystko. Stal była w przybranym nazwisku Stalin, stal była drogą do pokoju, stal była podstawową jednostką miary rozwoju państwa. Każdy miał walczyć o stal. Zresztą utożsamianie hutnictwa z interesem narodowym przyniosło wówczas wymierne korzyści w postaci darmowych rąk do pracy: przy budowie kombinatu w Nowej Hucie pracowali za darmo młodzi ludzie, dźwięcznie zwani junakami. Ale to już zupełnie inna historia.

W specjalnym dodatku do "Naszego Dziennika" mowa jest o tym, że w Polsce jest dużo energii cieplnej pod ziemią i że wykorzystywać ją nie tylko warto, ale wręcz trzeba, bośmy się do tego zobowiązali w traktacie akcesyjnym. No i okej, dopóki mowa jest o pozyskiwaniu energii odnawialnej, to brzmi racjonalnie. Ale przestaje tak brzmieć, gdy relacja geograficzno-energetyczna przekształca się w opowieść o świetlanej przyszłości naszego kraju jako europejskiej superpotęgi:
W swoim wystąpieniu pokażę, na czym polega niezwykłość tego Bożego daru i jaki przełom może dzięki niemu nastąpić; że Polska jest jednym z najbogatszych krajów w świecie; że to nie Unia Europejska może utrzymać Polskę, ale Polska może utrzymać Unię Europejską, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Tak zaczyna swój artykuł prof. dr hab. inż. Ryszard H. Kozłowski. Kończy zaś futurologicznym rozmarzeniem:
Europa Zachodnia wydaje na import nośników energetycznych 350 mld euro rocznie. My możemy z tej kwoty skorzystać, uruchamiając produkcję (...). Możemy wreszcie uruchomić elektrownię geotermiczną o dużej mocy.
Szklane domy. Pamiętają Państwo szklane domy starego Baryki z Przedwiośnia? Wiem, wiem, pytanie o lekturę szkolną jest niestosowne. Przypomnę więc: szkło produkowało się z piasku z nadbałtyckich wydm za pomocą rodzimej technologii. Podobnie jest tu, w logice mieszkańców Rydzykowa: miliardy wezmą się z niczego, z ziemi, dzięki technologii autorstwa Polaków. Na te miliardy, jak w bajkach o ukrytych skarbach, czyhają jednak złe duchy, obcy wspierani przez złych Polaków. Istnieje zagrożenie, że pomysł zostanie niewykorzystany, a podziemne ukropy rozkradzione, jako że w Polsce w ogóle nie wykorzystuje się zasobów intelektualnych, bo rząd robi swoje. A jeśli ci źli Polacy zablokują działania dobrych Polaków (odebrane dotacje dla Rydzyka), a poprą obcych, którzy - jako się rzekło - tylko czekają na nasze skrzynki ze skarbami, to szklanych domów nie będzie.
Właściwości fizykochemiczne naszych wód są tak bezcenne, że (...) Japonia zwróciła się z propozycją kupna wszystkich wód geotermalnych w Polsce w zamian za budowę zakładów. Co to za interes?
Co należy zatem zrobić, żeby szklane domy jednak powstały? Mimo wszystko prowadzić odwierty. A za co? No właśnie...

Jest coś nie tak, gdy po cofnięciu dotacji na toruńskie wiercenia przez ministra środowiska (wniosek: minister jest złym człowiekiem, gdyż zaprzepaszcza tytułową szansę dla Polski) prace kontynuuje się z datków na fundację "Lux Veritatis" z Rydzykowa, gdyż i w jej celach statutowych są badania naukowe (ale chodzi o Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej), i aspekt badawczy mają odwierty (choć przecież dominujący jest aspekt ekonomiczny). Czy słusznie węszę tu swąd samozwańczych rządów dyktatorskich? I czy słusznie wyczuwam nieetyczne robienie junaka z emerytki z siedmiuset złotymi na miesiąc, gdy Rydzyk mówi o swoich przyjaciołach z Niemiec:
Niedawno mówili mi, że nie zrobili ocieplenia domu i strychu, bo chcieli wesprzeć Radio Maryja i dzieła ewangelizacyjne. Gdy widzę tyle miłości i wiary w ludzi, napawa to nadzieją.
A mnie przerażeniem napawa świadomość, że Rydzykowo rośnie. Teraz składa się z:
  • Radia Maryja,
  • "Naszego Dziennika",
  • Telewizji Trwam,
  • wydawnictwa i fundacji "Nasza Przyszłość",
  • Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu,
  • przyszłej elektrociepłowni geotermalnej.
Kiedy ostatnio zwiedzałam ten światek, było tego wszystkiego zdecydowanie mniej.

* * *

Nieudolnie to wszystko relacjonuję. Ale może chcą Państwo zabawić się samodzielnie w małego etnografa? Jeśli tak, to - pamiętając tytuł wywiadu z Masłowską "Mohery to my" - zerknijcie na dwa-trzy testy, z których i ja korzystałam przy drążeniu wierceń:

  • Nudny, ale wyważony, merytorycznie poprawny tekst "Doceńmy narodowe bogactwa" autorstwa Jana Szyszki. Tutaj znajduje się historia toruńskich odwiertów zideologizowana tylko odrobinkę, przy krytycznej lekturze - jak się zdaje - całkiem wiarygodna.
  • Wywiad z Rydzykiem "Przestańcie rujnować, zacznijcie budować" z numeru z 15-16 listopada 2008, czyli kuriozum z argumentami typu "odebrali dotacje, bo szatan w nich wstąpił".
  • Tekst Ryszarda H. Kozłowskiego "Geotermia to nasza specjalność". To ten tekst, z którego cytowałam przez cały czas. Autor jest nie tylko profem drem habem, ale też - jak czytam w biogramie pod tekstem - społecznym dyrektorem naukowym Polskiego Laboratorium Radykalnych Technologii. Radykalnych Technologii...?:)
I jak? Śmieszy? Tumani? Przestrasza?

czwartek, 1 stycznia 2009

Ze wszelkimi wyrazami

Szanownym Zaglądaczom i Komentatorom życzę tego, czego i sobie samej: żeby ten rok był rokiem bicia rekordów w dziedzinie samorealizacji.
Ot, i tyle.