Czeka mnie okres wytężonej pracy. Mam nadzieję, że znajdę na nią siłę. Podejrzewam, że nadzieja to nie bezpodstawna. Jednak nie chciałoby mi się pracować nad poważnymi rzeczami, gdybym od czasu do czasu nie zrobiła sobie dnia dziecka, znaczy się: istoty, która dziwi się światu. "Nasz Dziennik" zawsze mnie śmieszył, tumanił, przestraszał, i tym razem też nie zawiódł moich oczekiwań. Jest nawet ciekawiej niż kiedykolwiek. Dawniej trafiałam na bezsensowne resentymenty i bredzenia o masonach, dziś znalazłam zachwycającą utopię.
Ale zastrzegam: nie myślę o tej gazecie, jak i o całym Rydzykowie, jak o dziwie. Raczej staram się rozumieć. Doskonale wiem to, o czym powiedziała ostatnio Dorota Masłowska w wywiadzie dla
"Dużego Formatu". Dziwem jest raczej to, że te treści przenikają do zbiorowej świadomości establishmentu kulturalnego dopiero teraz.
Dowcipy z Radia Maryja doprowadzają mnie do szału, same w sobie też, ale raczej widzę w nich synonim myślowego gotowca - gotowych poglądów do uważania. Bo z tych ludzi strasznie łatwo się śmiać. Są fanatyczni, są oderwani od rzeczywistości i właśnie ta łatwość powiedzenia "oni są głupi" mnie rozsierdza - pseudowywrotowość i bezpieczeństwo takiego stwierdzenia, takie mruganie do siebie oczkiem: nas, ludzi mądrych i realnych. (...) To ja już wolę fanatyków. Przynajmniej mają odwagę być fanatyczni. Parę razy słuchałam Radia Maryja, idee tam głoszone i ich szkodliwość społeczna wydały mi się grozą. Ale jeśli słucha tego dwa czy ileś milionów osób, to coś znaczy. To są ludzie bez żadnego potencjału konsumpcyjnego, nie ma im czego sprzedać, nie ma gdzie ich zaprosić, nie ma po co do nich kierować żadnej fali telewizyjnej i radiowej, bo i tak nic nie kupią. Nie wiem, kto jest w naszym kraju bardziej izolowany - staruszka z emeryturą 700 zł czy fryzjer gej z Warszawy?
Do rzeczy. (To znaczy, Masłowska mówi do rzeczy, i jednocześnie ja przechodzę
ad rem, czyli do rzeczy). Czy historia Rydzykowych odwiertów w Toruniu jest powszechnie znana? Mam nadzieję, że tak, bo każda ze stron sporu opowiada na ten temat inną historię. Nie podejmę się zrelacjonowania tego na nowo i bezstronnie.
"Sukces toruńskiej geotermii sukcesem Polski" - tak brzmi tytuł dodatku specjalnego o geotermii w Naszym Dzienniku z 22-23 XI 2008. Utożsamianie powodzenia jednego przedsięwzięcia z narodowym dobrobytem - to przesada.
Sukces toruńskiej geotermii sukcesem Polski... ? A niby dlaczego? Mnie od razu skojarzyło się to z hasłami z lat pięćdziesiątych, kiedy stal była przedstawiana jako panaceum na wszystko. Stal była w przybranym nazwisku Stalin, stal była drogą do pokoju, stal była podstawową jednostką miary rozwoju państwa. Każdy miał walczyć o stal. Zresztą utożsamianie hutnictwa z interesem narodowym przyniosło wówczas wymierne korzyści w postaci darmowych rąk do pracy: przy budowie kombinatu w Nowej Hucie pracowali za darmo młodzi ludzie,
dźwięcznie zwani junakami. Ale to już zupełnie inna historia.
W specjalnym dodatku do "Naszego Dziennika" mowa jest o tym, że w Polsce jest dużo energii cieplnej pod ziemią i że wykorzystywać ją nie tylko warto, ale wręcz trzeba, bośmy się do tego zobowiązali w traktacie akcesyjnym. No i okej, dopóki mowa jest o pozyskiwaniu energii odnawialnej, to brzmi racjonalnie. Ale przestaje tak brzmieć, gdy relacja geograficzno-energetyczna przekształca się w opowieść o świetlanej przyszłości naszego kraju jako europejskiej superpotęgi:
W swoim wystąpieniu pokażę, na czym polega niezwykłość tego Bożego daru i jaki przełom może dzięki niemu nastąpić; że Polska jest jednym z najbogatszych krajów w świecie; że to nie Unia Europejska może utrzymać Polskę, ale Polska może utrzymać Unię Europejską, jeżeli zajdzie taka potrzeba.
Tak zaczyna swój artykuł prof. dr hab. inż. Ryszard H. Kozłowski. Kończy zaś futurologicznym rozmarzeniem:
Europa Zachodnia wydaje na import nośników energetycznych 350 mld euro rocznie. My możemy z tej kwoty skorzystać, uruchamiając produkcję (...). Możemy wreszcie uruchomić elektrownię geotermiczną o dużej mocy.
Szklane domy. Pamiętają Państwo szklane domy starego Baryki z
Przedwiośnia? Wiem, wiem, pytanie o lekturę szkolną jest niestosowne. Przypomnę więc: szkło produkowało się z piasku z nadbałtyckich wydm za pomocą rodzimej technologii. Podobnie jest tu, w logice mieszkańców Rydzykowa: miliardy wezmą się z niczego, z ziemi, dzięki technologii autorstwa Polaków. Na te miliardy, jak w bajkach o ukrytych skarbach, czyhają jednak złe duchy, obcy wspierani przez złych Polaków. Istnieje zagrożenie, że pomysł zostanie niewykorzystany, a podziemne ukropy rozkradzione, jako że
w Polsce w ogóle nie wykorzystuje się zasobów intelektualnych, bo rząd robi swoje. A jeśli ci źli Polacy zablokują działania dobrych Polaków (odebrane dotacje dla Rydzyka), a poprą obcych, którzy - jako się rzekło - tylko czekają na nasze skrzynki ze skarbami, to szklanych domów nie będzie.
Właściwości fizykochemiczne naszych wód są tak bezcenne, że (...) Japonia zwróciła się z propozycją kupna wszystkich wód geotermalnych w Polsce w zamian za budowę zakładów. Co to za interes?
Co należy zatem zrobić, żeby szklane domy jednak powstały? Mimo wszystko prowadzić odwierty. A za co? No właśnie...
Jest coś nie tak, gdy po cofnięciu dotacji na toruńskie wiercenia przez ministra środowiska (wniosek: minister jest złym człowiekiem, gdyż zaprzepaszcza
tytułową szansę dla Polski) prace kontynuuje się z datków na fundację "Lux Veritatis" z Rydzykowa, gdyż i w jej celach statutowych są badania naukowe (ale chodzi o Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej), i aspekt badawczy mają odwierty (choć przecież dominujący jest aspekt ekonomiczny). Czy słusznie węszę tu swąd samozwańczych rządów dyktatorskich? I czy słusznie wyczuwam nieetyczne robienie junaka z emerytki z siedmiuset złotymi na miesiąc, gdy Rydzyk mówi o swoich przyjaciołach z Niemiec:
Niedawno mówili mi, że nie zrobili ocieplenia domu i strychu, bo chcieli wesprzeć Radio Maryja i dzieła ewangelizacyjne. Gdy widzę tyle miłości i wiary w ludzi, napawa to nadzieją.
A mnie przerażeniem napawa świadomość, że Rydzykowo rośnie. Teraz składa się z:
- Radia Maryja,
- "Naszego Dziennika",
- Telewizji Trwam,
- wydawnictwa i fundacji "Nasza Przyszłość",
- Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu,
- przyszłej elektrociepłowni geotermalnej.
Kiedy ostatnio zwiedzałam ten światek, było tego wszystkiego zdecydowanie mniej.
* * *
Nieudolnie to wszystko relacjonuję. Ale może chcą Państwo zabawić się samodzielnie w małego etnografa? Jeśli tak, to - pamiętając tytuł wywiadu z Masłowską "Mohery to my" - zerknijcie na dwa-trzy testy, z których i ja korzystałam przy drążeniu wierceń:
- Nudny, ale wyważony, merytorycznie poprawny tekst "Doceńmy narodowe bogactwa" autorstwa Jana Szyszki. Tutaj znajduje się historia toruńskich odwiertów zideologizowana tylko odrobinkę, przy krytycznej lekturze - jak się zdaje - całkiem wiarygodna.
- Wywiad z Rydzykiem "Przestańcie rujnować, zacznijcie budować" z numeru z 15-16 listopada 2008, czyli kuriozum z argumentami typu "odebrali dotacje, bo szatan w nich wstąpił".
- Tekst Ryszarda H. Kozłowskiego "Geotermia to nasza specjalność". To ten tekst, z którego cytowałam przez cały czas. Autor jest nie tylko profem drem habem, ale też - jak czytam w biogramie pod tekstem - społecznym dyrektorem naukowym Polskiego Laboratorium Radykalnych Technologii. Radykalnych Technologii...?:)
I jak? Śmieszy? Tumani? Przestrasza?