Mnie one zażenowały. Żenada to uczucie podobne do wstydu, tyle że wstydzimy się za siebie, natomiast żenując się wstydzimy się za kogoś. No i właśnie ja się za Gardulskiego wstydzę, bo myślę, że on po prostu chciał sfotografować się na golasa i wywiesić to w necie, ale że mu głupio było, to dodał listek figowy w postaci wyrafinowanej formy i piktorialnej mgiełki, które są aluzją do "sztuki wysokiej".
I właśnie gdy w tym tonie pisałam o tej przestarzałej rzewnej poetyce, przeczytałam archiwalny wywiad ze Zbigniewem Liberą:
- Gdy czuję zażenowanie, myślę: "Uwaga, to może być sztuka" - mówi tam Libera, opowiadając o tym, dlaczego zdecydował się pokazać w galerii "Obrzędy intymne" - Marek Janiak z Łodzi Kaliskiej rzucił w tym czasie hasło "sztuki żenującej". Jeśli czujemy zażenowanie, to znaczy, że znajdujemy się na terenie objętym tabu. Mamy wmontowanego strażnika, który każe nam się żenować, bo nie wiemy, jak reagować.
Rzecz w tym, że Libera czy Janiak świadomie prowokują zażenowanie. Widz o tym wie, więc też samoświadomie - czyli w sposób osłabiony - się żenuje. Inaczej z Gardulskim: ten wydaje mi się naiwny, nieświadomy pretensjonalności swoich zdjęć. Żenuje mnie więc naprawdę. Aż boli.
No więc jestem zażenowana i jednocześnie wiem, że "jeśli czujemy zażenowanie, to znaczy, że znajdujemy się na terenie objętym tabu". To sprawia, że tracę swoje dobre samopoczucie. Czyżbym naprawdę uważała, że nie wolno robić takich zdjęć? Że jest to niestosowne? Niewłaściwe? Czy naprawdę uważam, że nie wypada prężyć się przed obiektywem własnego aparatu, a potem pokazywać tego ludziom jako studium idealnej formy? A myślałam o sobie takie dobre rzeczy. Że jestem otwarta. Rozumiejąca. Mam szerokie horyzonty. A tu klops.
Marek Gardulski stara się robić fotografię artystyczną - artystyczną na sposób nieco nieświeży, który polega na respektowaniu zasad kompozycji i kanonu tematów ustalonych przez tradycję malarstwa (vide akt). Na jego stronie nie pada słowo "fotografika", ale wyziera ono z każdego zdjęcia. Mimo nieaktualności założeń, Gardulskiemu udało się zrobić tę jego prawdziwą sztukę. Zmusił mnie do myślenia, popsuł dobre samopoczucie mieszczańskiego odbiorcy.
Udało się, tylko - nie odmówię sobie satysfakcji napisania tego - chyba nie od tej strony, od której się spodziewał. W obszar sztuki wszedł tylnymi drzwiami.
I właśnie gdy w tym tonie pisałam o tej przestarzałej rzewnej poetyce, przeczytałam archiwalny wywiad ze Zbigniewem Liberą:
- Gdy czuję zażenowanie, myślę: "Uwaga, to może być sztuka" - mówi tam Libera, opowiadając o tym, dlaczego zdecydował się pokazać w galerii "Obrzędy intymne" - Marek Janiak z Łodzi Kaliskiej rzucił w tym czasie hasło "sztuki żenującej". Jeśli czujemy zażenowanie, to znaczy, że znajdujemy się na terenie objętym tabu. Mamy wmontowanego strażnika, który każe nam się żenować, bo nie wiemy, jak reagować.
Rzecz w tym, że Libera czy Janiak świadomie prowokują zażenowanie. Widz o tym wie, więc też samoświadomie - czyli w sposób osłabiony - się żenuje. Inaczej z Gardulskim: ten wydaje mi się naiwny, nieświadomy pretensjonalności swoich zdjęć. Żenuje mnie więc naprawdę. Aż boli.
No więc jestem zażenowana i jednocześnie wiem, że "jeśli czujemy zażenowanie, to znaczy, że znajdujemy się na terenie objętym tabu". To sprawia, że tracę swoje dobre samopoczucie. Czyżbym naprawdę uważała, że nie wolno robić takich zdjęć? Że jest to niestosowne? Niewłaściwe? Czy naprawdę uważam, że nie wypada prężyć się przed obiektywem własnego aparatu, a potem pokazywać tego ludziom jako studium idealnej formy? A myślałam o sobie takie dobre rzeczy. Że jestem otwarta. Rozumiejąca. Mam szerokie horyzonty. A tu klops.
Marek Gardulski stara się robić fotografię artystyczną - artystyczną na sposób nieco nieświeży, który polega na respektowaniu zasad kompozycji i kanonu tematów ustalonych przez tradycję malarstwa (vide akt). Na jego stronie nie pada słowo "fotografika", ale wyziera ono z każdego zdjęcia. Mimo nieaktualności założeń, Gardulskiemu udało się zrobić tę jego prawdziwą sztukę. Zmusił mnie do myślenia, popsuł dobre samopoczucie mieszczańskiego odbiorcy.
Udało się, tylko - nie odmówię sobie satysfakcji napisania tego - chyba nie od tej strony, od której się spodziewał. W obszar sztuki wszedł tylnymi drzwiami.