Pamiętacie Pomponiadę? Protest przeciwko zimie, zorganizowany późnym latem przez Rafała Betlejewskiego? Betlej zachęcał do udziału słowami: - nie możemy poddać się białemu terrorowi, musimy podjąć walkę! I: - żeby nie było, jak nastaną mrozy, że nic z tym nie zrobiłeś!
Teraz, po kilku tygodniach trwania uciążliwej, śnieżnej zimy, zaczynam rozumieć Pomponiadę. I wcale nie chodzi o to, że przypomniałam sobie upierdliwość zimy. Rzecz w tym, że - odkąd leży śnieg - ludzie wciąż narzekają i szukają winnego. Tak, jakby faktycznie protestowanie przeciwko zimie miało sens.
Narzeka Jarosław Osowski, dziennikarz "Gazety Stołecznej", na blogu "Autobus czerwony". Kiedy temperatura oscylowała wokół minus 20 stopni, Osowski za mróz w tramwajach winił tępych współpasażerów. "Jeszcze żeby tak współtowarzysze naszej pasażerskiej niedoli mieli mniej pozamarzane zwoje mózgowe i nauczyli się wsiadać i wysiadać razem tymi samymi drzwiami", pisał.
Narzeka też Agnieszka Kowalska (blog "Zrób to w Warszawie"). Za to, że śnieg niesprzątnięty, obwinia władze miasta. Podobnie jak Osowski, podaje pod wątpliwość inteligencję tych, których wini za śnieg: "Rzeczywiście, już 90 milionów [miasto wydało na odśnieżanie - mp]. I gdzie tu logika? Na co idzie ta kasa? Na paliwo do solarek? Aż tyle?!"
Kamaaan. Jest zima. Spadło dużo śniegu. Teraz to wszystko cieknie. To nie jest niczyja wina. A protest przeciwko zimie niewiele zmieni. Ja wiem, szukanie winnego i narzekanie na zimę to taki psychologiczny mechanizm obronny: wolimy widzieć rzeczy dziejące się wokół jako spowodowane naszą siłą sprawczą. Ciężko znieść myśl, że na coś nie mamy wpływu, że jesteśmy bezsilni. Do tego - do potrzeby zmieniania świata wokół, gdy coś w nim jest nie tak jak trzeba, do postawy obywatelskiej, z której wyrasta zjawisko protestu społecznego - nawiązywał Betlej w haśle "żeby nie było, jak nastaną mrozy, że nic z tym nie zrobiłeś". Nawiązywał parodiując, bo przecież ta postawa nie jest adekwatna. Co możemy zrobić z mrozami, śniegami i roztopami? Chyba tylko przetrwać je z chłopskim spokojem.
(stąd)
Teraz, po kilku tygodniach trwania uciążliwej, śnieżnej zimy, zaczynam rozumieć Pomponiadę. I wcale nie chodzi o to, że przypomniałam sobie upierdliwość zimy. Rzecz w tym, że - odkąd leży śnieg - ludzie wciąż narzekają i szukają winnego. Tak, jakby faktycznie protestowanie przeciwko zimie miało sens.
Narzeka Jarosław Osowski, dziennikarz "Gazety Stołecznej", na blogu "Autobus czerwony". Kiedy temperatura oscylowała wokół minus 20 stopni, Osowski za mróz w tramwajach winił tępych współpasażerów. "Jeszcze żeby tak współtowarzysze naszej pasażerskiej niedoli mieli mniej pozamarzane zwoje mózgowe i nauczyli się wsiadać i wysiadać razem tymi samymi drzwiami", pisał.
Narzeka też Agnieszka Kowalska (blog "Zrób to w Warszawie"). Za to, że śnieg niesprzątnięty, obwinia władze miasta. Podobnie jak Osowski, podaje pod wątpliwość inteligencję tych, których wini za śnieg: "Rzeczywiście, już 90 milionów [miasto wydało na odśnieżanie - mp]. I gdzie tu logika? Na co idzie ta kasa? Na paliwo do solarek? Aż tyle?!"
Kamaaan. Jest zima. Spadło dużo śniegu. Teraz to wszystko cieknie. To nie jest niczyja wina. A protest przeciwko zimie niewiele zmieni. Ja wiem, szukanie winnego i narzekanie na zimę to taki psychologiczny mechanizm obronny: wolimy widzieć rzeczy dziejące się wokół jako spowodowane naszą siłą sprawczą. Ciężko znieść myśl, że na coś nie mamy wpływu, że jesteśmy bezsilni. Do tego - do potrzeby zmieniania świata wokół, gdy coś w nim jest nie tak jak trzeba, do postawy obywatelskiej, z której wyrasta zjawisko protestu społecznego - nawiązywał Betlej w haśle "żeby nie było, jak nastaną mrozy, że nic z tym nie zrobiłeś". Nawiązywał parodiując, bo przecież ta postawa nie jest adekwatna. Co możemy zrobić z mrozami, śniegami i roztopami? Chyba tylko przetrwać je z chłopskim spokojem.