To proste i bardzo fajne: zrobić wieczorem projekcję w małej przestrzeni, powiedzmy, w dwóch pokojach pracowni na parterze, tak, żeby ekrany wisiały jak firanki w oknach. Wtedy film zobaczą nie tylko zaproszeni ludzie, którzy są wewnątrz - zarówno pomieszczeń, jak i świata sztuki - ale też przypadkowi przechodnie. Choć nie będą wtajemniczeni w tytuł filmu ani fabułę, to zobaczą niezwykłe okna pełne światła i kolorów. Dobrze, jeśli film jest zrobiony z dużą troską o plamy kolorów. Treść tych plam i fabuła są mniej ważne: kiedy przechodzi się pod oknami, trudno śledzić akcję, treść symboli, dialogów.
To puszczanie filmu przez okno będzie trochę przypominało głośne puszczanie muzyki przy otwartym oknie. Okno zwykle oddziela wnętrze od zewnętrza, tutaj jednak otworzy nieoczekiwany przepływ informacji. Różnica będzie taka, że puszczanie muzyki przez okno byłoby inwazyjne, bo zwykle wymusza jej słuchanie na sąsiadach; pokaz filmu w oknach będzie zaś po prostu inkluzywny. Światło i kolory w oknie nikomu nie wadzą.
Trzeba pamiętać, że adresatami są też ludzie, którzy przyszli na projekcję. Dlatego dobrze we wnętrzu przygotować dla nich siedzenia, żeby wygodnie mogli obejrzeć film od początku do końca, i umieścić dodatkowe ekrany tak, żeby mogli ze środka śledzić cały film.
Ten pomysł na przestrzenną aranżację projekcji stworzyła Helena Wawrzeniuk. To, co opisałam, to projekcja jej filmu "Fatamorgana na Solcu" czy raczej wydarzenie pod tą nazwą, które Helena zorganizowała w maju. Film był bardzo ładny, ale jednak dla mnie najważniejsza była przestrzeń. To, jak autorka ją zbudowała - otwierając do wnętrza mieszkania i na ulicę - uważam za rewelacyjne.
Zobaczcie to sami na krótkim dokumencie:
Zresztą nie dziwi mnie, że to tak pomysłowo zrobione. Znam poprzedni projekt Heleny - "Planty na Ochocie", który zajął I miejsce w konkursie FutuWawa (więcej o "Plantach" np. w "Res Publice Nowej"). W "Plantach..." Helena proponowała takie zmiany, które poszerzyłyby korzystanie z przestrzeni publicznej przez mieszkańców osiedla, choć ci niewiele się spodziewają po swojej okolicy poza tym, że chcieliby mieć gdzie postawić swój samochód. Podobna rzecz pojawiła się w "Fatamorganie..." - choć przecież mogłoby to być zwykłe puszczenie filmu dla garstki zaproszonych osób.