niedziela, 25 maja 2014

Czym śmierdzieli Żydzi?

W wielu historycznych przekazach pojawia się informacja, że Żydzi śmierdzieli. Prawdę mówiąc, pojawia się we wszystkich możliwych rodzajach przekazów. W literaturze. Wspomnieniach. Współczesnych przekonaniach.

Jeśli chodzi o wspomnienia o śmierdzących Żydach, to świetne przykłady można znaleźć na wystawie „Kolonia Robotnicza – historia mówiona”, którą jeszcze do końca maja można zobaczyć na Rynku w Ostrowcu (albo w internecie w rozszerzonej nieco wersji – link podaję poniżej). Na wystawie cytowane są wypowiedzi Kolonistów – autochtonów z lat 20. – i Nabytków, czyli ludzi, którzy wprowadzili się później. Założenie jest takie, że prezentuje ona historię mówioną, czyli wspomnienia i opowieści, bez historycznego czy socjologicznego komentarza. No to ja dodam komentarz do kwestii smrodu.

Szkoła
I tak, Kolonista II mówi:
„W klasie był jeden rząd dla Żydów, no bo byli bardzo brudni, zaniedbani i zawszeni. Pielęgniarki musiały co dzień sprawdzać włosy i bieliznę. A smród w klasie był niesamowity. Jadło to cebulę smażoną na smalcu. Przyniósł taką kromę podwójną nasmarowaną szmalcem z cebulą, no to później gazowało. Nie do wytrzymania było. Nauczycielka musiała sobie szalikiem nos okręcać, bo nie była w stanie prowadzić lekcji. A dzieciarnia aż płakała. W lecie tośmy okna otwierali, no ale w zimie to można było na pięć minut i trzeba było zamykać. Z Polaków nikt się z nimi nie stowarzyszał.”
Cóż. Pamiętam własną podstawówę. I my mieliśmy śmierdziuchów i śmierdzieli, z którymi nikt się nie chciał bawić, którym przypisywano w klasie każdego puszczonego bąka. Należało krzyczeć: „Fuuuuu! Ale smród! Smród, syf, glut! Nie dotykaj go”. I choć pewnie wiele z nas czasem śmierdziało – kuchnią, w której odrabialiśmy lekcje, potem – to tylko niektóre dzieciaki za smród trwale wykluczano, smród uważano za niezbywalną ich cechę. Sprawiała ona, że z takimi dziećmi niebezpiecznie było się zadawać, żeby nie przejść tym smrodem. Żeby nie zostać zaliczonym do grupy wykluczonych, niedotykalnych klasowych pariasów, śmierdziuchów, glutów, syfów. Ta zła zabawa nie miała wiele wspólnego z rzeczywistym zapachem, a za to bardzo dużo - z piętnowaniem dzieciaka biednego albo ze wsi.
Zdjęcie z wystawy "Kolonia Robotnicza. Historia mówiona". Rekonstrukcja barwna: Maciej Biedka

Ul. Zasrana
Ze wspomnień publikowanych na wystawie o Kolonii Robotniczej wynika, że śmierdział nie tylko cały żydowski rząd ławek w szkole, ale też cała żydowska część miasta. Kolonistka III  mówi, że ul. Starokunowską, gdzie mieszkali Żydzi, nazywano ulicą Zasraną. Nabytek III dodaje nieco bardziej rozumiejąco:
Mieszkali w takich miejscach, gdzie nie było możliwości utrzymać czystości, no bo nie było kanalizacji. Nieczystości wylewali do rynsztoka. Okolice Starokunowskiej, to tamtędy się przejść nie dało. Taki smród był w mieście. Tam było dużo ciasnych uliczek, tu gdzie stoją bloki na skarpie i tu jak Młyńska, od Młyńskiej do placu Wolności na skarpie. Tam były uliczki wąziutkie, że samochód żaden by nie wjechał, takie zaułki, tam pełno było tych klitek żydowskich. Najgorsze miejsce.
Cóż, jestem pewna, że w wielu polskich domach również nie było kanalizacji. Za wiele ostrowieckich domów bez kanalizacji pamiętam z własnego dzieciństwa w latach dziewięćdziesiątych, żeby wierzyć, że to tylko Żydzi byli tak kanalizacyjnie zapóźnieni.

Dlaczego śmierdzieli?
Ze wspomnień wynika, że Żydzi śmierdzieli czosnkiem i cebulą, a ich dzielnica śmierdziała gównem i brudem. A Polacy? Cóż, Polacy sami siebie nie czuli, tak samo jak nie wiemy, jaki jest zapach naszego własnego domu i dopiero po długiej nieobecności, wchodząc, potrafimy go wywąchać. Jestem pewna, że Polacy również nie byli bez zapachu jak młode jelonki. (Podobno jelonki przez pewien czas po urodzeniu są pozbawione zapachu – inaczej zostałyby zeżarte przez leśne drapieżniki.)

Smród jest do pewnego stopnia klasowy. Jest klasowy o tyle, o ile chodzi rzeczywiście o dostęp do wody i kanalizacji. Jak ktoś jest biedny, to trudniej mu utrzymać higienę. Po równo – choć pewnie inaczej – śmierdzieli więc polscy robotnicy czy chłopi i żydowska biedota. I ośmielam się twierdzić, że polskie dzieci w szkolnych ławkach też „gazowały”.

Ale w pewnym stopniu smród jest też rasowy. Rasowy o tyle, o ile w podziale na rasy chodzi o wykluczanie. A smród świetnie się do wykluczania nadaje. Taki smród nie jest już fizyczną cechą, tylko syndromem nielubianej inności czy po prostu obcości. Ci, którzy nie są nasi, śmierdzą. Jeśli tak jest, to także Polacy śmierdzieli Żydom.

I rzeczywiście. Taki obrazek znalazłam w „Kasrylewce” Szołema Alejchema, pisarza tworzącego w języku jidysz. Oto Żydzi z miasteczka Kasrylewka, które strawił ogień, jadą do dużego miasta, Jehupca, zbierać jałmużnę na odbudowę. W pociągu muszą wsiąść do wagonu wypełnionego nieżydowskimi robotnikami:
„Trafili do wagonu, który, gdyby nie siedzieli w nim ludzie, można by uznać za przeznaczony dla świń. Straszliwy brud, gęsto i czarno od dymu, że tylko siekierę powiesić, smród nie do zniesienia. Nasi kasrylewianie, aczkolwiek nie należeli do zbyt rozpieszczonych i delikatnych, poczuli, że się dławią, że mdleją. A cóż dopiero mówić o ciasnocie. Głowa przy głowie. Pasażerowie – sami prości ludzie. Robotnicy z dziwnie jakoś pachnącymi torbami na plecach i z jeszcze bardziej osobliwie cuchnącymi łapciami na nogach. Bez przerwy kurzyli jakieś obrzydlistwo. Dymem z niego można się było udławić. Miejsc siedzących nie było.”
Zresztą w końcu znajduje się jedno miejsce obok osobnika zalanego w sztok, który jak zacięta płyta powtarza kilka wersów piosenki, przygrywając sobie na harmonii. Pewnie dodaje alkoholowy ton do opisanego zapachu.

A zatem nie tylko Żydzi śmierdzieli Polakom, ale także goje – Polacy czy Ukraińcy, bo w „Kasrylewce” rzecz dzieje się na kresach – śmierdzieli Żydom? Chodzi o wzajemną obcość zapachów? Mamy do czynienia z wzajemnością wykluczenia, obopólną niechęcią?

Tak, ale nie do końca. To nie była bowiem wzajemność symetryczna. Polacy byli uprzywilejowani, a Żydzi wykluczani, na przykład mieli ograniczony dostęp do wysokich stanowisk. „Smród” żydowski służył do uprawomocnienia wykluczania Żydów. Zaś „smród” Polaków... cóż, mógł co najwyżej poprawić samopoczucie Żydom. „Co za świnie” – mogli pomyśleć sobie w pociągu ubodzy pogorzelcy z Kasrylewki.

No to czym śmierdzieli Żydzi? Biedą, obcością i byciem gorszym śmierdzieli. I niechęcią, którą czuli do nich Polacy.

*

"Kolonia Robotnicza. Historia mówiona" - do obejrzenia tutaj.

niedziela, 11 maja 2014

Rok 1968. Banicja Żydów

W 1968 roku miała w Polsce miejsce kampania antysemicka. Zakończyła się ona wyjazdem czy raczej wyrzuceniem Żydów z Polski. Żydzi dostali wówczas dokument podróży w jedną stronę, z adnotacją, że posiadacz tego dokumentu nie jest obywatelem Polski. To z tych czasów pochodzą zdjęcia, opublikowane wczoraj na blogu żydowskiostrowiec.blogspot.com.

Wszystko zaczęło się w 1967 roku, kiedy Izrael wygrał w wojnie 6-dniowej z krajami arabskimi. Kłopot w tym, że kraje te były sojusznikami ZSRR. Zaczęto więc wyrzucać z pracy tych, którzy cieszyli się z tego zwycięstwa. Jak wskazuje jeden z badaczy Feliks Tych, te polskie czystki antysemickie tym się różniły czystek w stalinowskiej Rosji, że Żydów nie skazywano na śmierć, tylko na banicję. Z kraju wyjechało wówczas 13 tys. Żydów i - jak pisze Tych - w ten sposób udało się przywrócić przedwojenny stan, w którym Żydom nie było wolno piastować stanowisk w administracji państwowej, w korpusie oficerów zawodowych i w szkolnictwie państwowym, zwłaszcza na szczeblu akademickim.

Nagonkę zaczęła przemowa Gomółki w sali kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. To było przemówienie na kongresie związków zawodowych w czerwcu 1967 i Janina Sobczak-Rustecka – wywodząca się z Ostrowca specjalistka od kwestii pracowniczych, o której pisałam w tekście „Fajga z synkem w kościele” – na żywo słuchała tej przemowy.
Ja widziałam Gomułkę w Sali Kongresowej, kiedy przemawiał, tysiąc kilkaset ludzi było. Z jaką pianą na ustach mówił na temat zwycięstwa w Izraelu, jak się Żydzi polscy cieszą. Z pianą na ustach! Miał referować pierwszy program reformy płac dla emerytur i rent. To na sprawę żydowską poświęcił 3 godziny, a na sprawę reformy emerytur i rent niecałe pół godziny.

Na górze: Janina Sobczak-Rustecka, © USC Shoah Foundation. Na dole: Ostrowiec 1968, fot. D. Kostkowski, http://zydowskiostrowiec.blogspot.com.

Sobczak-Rustecka, inaczej niż wielu Żydów, utrzymała swoją pracę – głównie dzięki mężowi, który w partii był ważną osobą. Jednak nagonka uderzyła w jej syna.
Mój syn był... studiował w Chinach. Handel zagraniczny w Chinach. Zrobił maturę w Polsce, mając niepełne 18 lat. Świetnie się uczyły moje dzieci. Mamusia też. Studiował w Chinach, znał chiński, znał japoński, znał rosyjski... zna. Polski, duński, i jeszcze tam jakieś. Pracował w handlu zagranicznym, jako kierownik zastępcy centrali... jakiej? chyba metalowej. I zaczęły się szykany - ponieważ ciągle wyjeżdzał za granicę - że ten to szuka, jakieś, gdzieś, coś. Nic nie znaleźli, ale on nie wytrzymał tych szykan i oddał na jakimś zebraniu partyjnym legitymację partyjną, złożył wypowiedzenie z pracy, powiedział: "do takiej partii ja należeć nie chcę, gdzie się dzieli ludzi na rasy", on już był dzielony. I wyszedł z tego zebrania. I połknął pastylki, miał przygotowane widocznie; to była próba samobójcza. Dwie doby go ratowano na Hożej. Dwie doby siedziałam przy nim razem z jego żoną. To, co przeżyła matka przez te dwie doby... Po tej walce wieloletniej o jego życie, siedząc i nie wiedząc, czy to dziecko stracone przez to, że był Żydem. Tylko jedyne jego przewinienie to było jego pochodzenie. Nic więcej nikt nie znalazł przeciwko niemu. Taka jest prawda.
Syn Janiny – ten sam, który jako dziecko lubił chodzić do kościoła, w 1968 dorosły, wykształcony mężczyzna – wystąpił z partii, stracił pracę, ponieważ był Żydem, i próbował popełnić samobóstwo. Potem miał wypadek, żona od niego odeszła, chorym opiekowała się matka.
Z pracy - już pracowałam nie w Instytucie Pracy, tylko w Centralnym Instytucie Ochrony Pracy - bez wiedzy męża, on mówił "on cię wykończy, jak będziesz tak żyła jak żyjesz" - jeździłam, gotowałam, zakupy robiłam, wypadałam z autobusów, łamałam nogi, bo byłam załamana tym wszystkim, tymi przeżyciami. '68 rokiem. Tym, co się stało. Dźwięczały mi w uszach wrzaski, krzyki...
- Niemców? - pyta przeprowadzająca wywiad.
- Nie, Polaków. "Żydzi do Syjonu". Tak, Polaków. Ja przeżyłam ten rok... byłam bliska obłędu. Niektórzy myśleli, że chyba zwariowałam. Ja [ministrowi] Burskiemu powiedziałam, że w czasie okupacji nie nosiłam opaski, a dzisiaj to ją chyba założę. A jak przychodzili do mnie profesor Święcicki, profesor Andrzej Tymowski, to mówiłam: nie wchodźcie, was może spotkać jakaś przykrość. Żyłam odizolowana całkowicie. Żadnych zadań.
To były straszne czasy. Takie same prawie, jak za czasów okupacji, tylko nie groziła mi śmierć.
Syn Janiny w końcu wyemigrował na Zachód, a tam zmienił nazwisko na brzmiące żydowsko. Nie wrócił do panieńskiego matki Weintraub, lecz dodał żydowską końcówkę do wojennego fałszywego nazwiska, przy którym matka – i on – po wojnie już pozostali. Jakby miał serdecznie dość tego, że w Polsce żydowskie pochodzenie jest piętnem, a zarazem jakby nie chciał wracać do przedwojennego nazwiska i do polskiej przeszłości, wiążącej się z tym nazwiskiem ostrowieckiej rodziny żydowskiej. To cholernie smutne i nie chodzi mi tu o syna pani Sobczak, który w życiu dał sobie doskonale radę, tylko o Polskę. Bo 13 tysięcy osób to dużo.
Ja byłam na sali i widziałam tę wściekłość. "Jak się Żydom nie podoba, to mogą jechać, gdzie chcą. Nie ma u nas dwóch ojczyzn. Niech jadą do Izraela, do swojej ojczyzny". To słowa Gomółki! Na własne uszy słyszałam! Także '68 rok dał mi się we znaki nie mniej niż te kilka lat okupacji. Ale wracając do lepszych czasów... To był czas kompromitujący i Polaków - bardzo mocno, bo za słabo reagowali na to, co się działo - a dla Żydów, to nie umiem wytłumaczyć, ilu utalentowanych, wspaniałych ludzi musiało wyjechać. Mój syn jest na Zachodzie. Jest wykwalifikowanym fachowcem, jest na wysokim stanowisku.
Ambasada mu zaproponowała obywatelstwo polskie. Odmówił. Powiedział: - Nie. Wyście mnie wyrzucili i nigdy do Was nie wrócę jako wasz obywatel. Do Polski tak. Do Polski tak, Polskę kocham. Ale obywatelstwa polskiego nie chcę.
*

Informacje o genezie czystek antysemickich czerpałam z artykułu Feliksa Tycha "Marzec 1968. Geneza, przebieg i skutki kampanii antysemickiej lat 1967/68" w: "Następstwa zagłady Żydów. Polska 1944-2010" red. Feliks Tych, Monika Adamczyk-Grabowska. Lublin: UMSC i ŻIH 2011.
Więcej o wystąpieniu Gomółki w 1967 r.: http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/628796,Wladyslaw-Gomulka-nie-chcemy-by-w-naszym-kraju-powstala-piata-kolumna. Polecam też film dokumentalny Marii Zmarz-Koczanowicz ze scenariuszem Teresy Torańskiej „Dworzec Gdański”, o antysemickim '68 roku w Polsce.

Wszystkie cytaty i zdjęcie Janiny Sobczak-Rusteckiej pochodzą z wywiadu, znajdującego się w Visual History Archive, informacje o zbiorze: http://sfi.usc.edu, wyszukiwarka: http://vhaonline.usc.edu. Sobczak-Rustecka, Janina. Wywiad 7812. Visual History Archive. USC Shoah Foundation. Internet. Dostęp: 3 IV 2014 r.