Trafiłam wczoraj przypadkiem (czyt.: polazłam do Powiększenia w ciemno) na koncert. Miał grać izraelski indie rockowy HaIvrit, a tu znienacka na salę zrobił desant dwudziestoosobowy kolektyw bębniarski z dyrygentem z gwizdkiem policyjnym. Wyobraźcie sobie: dwadzieścioro grzmocących w bębny ludzi, w tym sześć kobiet z ogromnymi błyszczącymi kotłami zawieszonymi na pasach w talii. Wszyscy ubrani dresiarsko punkowo, na czarno-czerwono. Wyglądali groźnie, paramilitarnie, miejsko i plemiennie. Mieli trochę wojskową (bo kolektywną) choreografię.
No naprawdę, dyrygent z gwizdkiem policyjnym! Fuck.
No naprawdę, dyrygent z gwizdkiem policyjnym! Fuck.
Nazywają się L'ombelico del Mondo. I są z Polski. Zdziwiona jestem, dla mnie byli niesłychanie egzotyczni. No ale ja niespecjalnie wyznaję się na temacie kolektywów perkusyjnych. Z mojego skromnego riserczu aka kwerendy wynika że dużo jest takowych. I że są bardzo popularne - jedna z dokumentacji występu Black Fire Percussion, bandy Murzynów z Brooklynu, ma ponad milion odsłon na YouTubie. Sporo. Zamierzam nadrobić zaległości. Bitwy perkusyjnych koletywów to jest coś.
Btw, tytuł posta to epitafium dla innego polskiego bandu, już historycznego. Bębniarze z Kraju Mołr się zwali, grali w składzie: Asia Bronisławska (teraz znana jako Asi Mina), Wojt3k Kucharczyk (dziś znany jako The Complainer), Jacek Tokarski. Potem zmienili nazwę na Mołr Drammaz. Tworzyli label Mik.musik.!.. Label, który kilka miesięcy temu zakończył działalność. Nie miałam czasu zainteresować się tym, dlaczego label został zamknięty. Szkoda, że nie wiem. Przecież to kawał mojego życia.
2 komentarze:
Te bebny to o wiele bardziej mi sie podobaly niz Haivrit :)
A ja nie zostałam na HaIvrit, bo bebny podobały mi się tak bardzo:). Tylko nie rozumiem, dlaczego bębniarze zagrali planowo z zaskoczenia i dlaczego jako support. Bo zrobili - także dzięki efektowi zaskoczenia - show zgoła niesupportowy. No, dla bębniarzy to dobrze. Gorzej dla HaIvrit:)
Prześlij komentarz