Oto wycinek ostatniej strony "Przekroju" z 1950 roku. Ze stalinizmu. W pewnym sensie żart jest typowy, bo to antyamerykańska satyra. Ale większość tych propagandowych obrazków i artykułów z czasów stalinizmu bardzo się zestarzała i dzisiaj czuć je tylko żenującą propagandą. Ten powyższy jest ewenementem, bo wciąż śmieszy. No, mnie przynajmniej śmieszy. To zasługa specyficznego "Przekrojowego" poczucia humoru: absurdalnego, surrealistycznego ("Przekrój" publikował wtedy też "Teatrzyk Zielona Gęś" Gałczyńskiego). Powyższy żart jest satyryczny, ale absurdalność zmniejsza ten nieznośny dydaktyczny ciężar satyry.
Ciekawe, że jest to żart z cenzury w Ameryce, opublikowany w Polsce w czasie panowania cenzury. Nie trzeba psychoanalizy kultury, wystarczy wiedza z ogólniakowej lektury "Konrada Wallenroda", by zobaczyć w nim w istocie gorzki żart z sytuacji wolności słowa w Polsce. Czyżby więc obśmiane ocenzurowanie wina było maską, przytykiem w istocie nie pod adresem Stanów Zjednoczonych, tylko głupoty polskiej cenzury?
Jeszcze ciekawsze, że to chyba nie jest trafne skojarzenie. Raczej skutek dzisiejszego zboczenia, by w każdej co fajniejszej rzeczy z Polski Ludowej dopatrywać się opozycyjności - i tutaj, do zrozumienia tego podejścia, przydałaby się właśnie psychoanaliza kultury. Mamy jakiś problem z przyjęciem, że coś mogło być zrobione zgodnie z odgórnymi wytycznymi estetycznymi i ideologicznymi i jednocześnie wartościowe. No, bo skąd ta myśl, że "Przekrój" inteligentnie wtykał szpile partii? Przecież ten magazyn przetrwał cały PRL właśnie dzięki temu, że nie uprawiał wallenrodyzmu.
I dobrze, bo zrobił dużo. Wiem, czytałam o tym ostatnio w książce Justyny Jaworskiej Cywilizacja "Przekroju". Misja obyczajowa w magazynie ilustrowanym. Polecam!
Ciekawe, że jest to żart z cenzury w Ameryce, opublikowany w Polsce w czasie panowania cenzury. Nie trzeba psychoanalizy kultury, wystarczy wiedza z ogólniakowej lektury "Konrada Wallenroda", by zobaczyć w nim w istocie gorzki żart z sytuacji wolności słowa w Polsce. Czyżby więc obśmiane ocenzurowanie wina było maską, przytykiem w istocie nie pod adresem Stanów Zjednoczonych, tylko głupoty polskiej cenzury?
Jeszcze ciekawsze, że to chyba nie jest trafne skojarzenie. Raczej skutek dzisiejszego zboczenia, by w każdej co fajniejszej rzeczy z Polski Ludowej dopatrywać się opozycyjności - i tutaj, do zrozumienia tego podejścia, przydałaby się właśnie psychoanaliza kultury. Mamy jakiś problem z przyjęciem, że coś mogło być zrobione zgodnie z odgórnymi wytycznymi estetycznymi i ideologicznymi i jednocześnie wartościowe. No, bo skąd ta myśl, że "Przekrój" inteligentnie wtykał szpile partii? Przecież ten magazyn przetrwał cały PRL właśnie dzięki temu, że nie uprawiał wallenrodyzmu.
I dobrze, bo zrobił dużo. Wiem, czytałam o tym ostatnio w książce Justyny Jaworskiej Cywilizacja "Przekroju". Misja obyczajowa w magazynie ilustrowanym. Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz