Jak to jest z naszą wiarą w kompletną przyległość foto do realu? Z jednej strony dokument tożsamości bez portretu wydawałby się nam niewystarczający. Z drugiej zaś, kto nie legitymował się konduktorowi cudzym "dokumentem uprawniającym do zniżki" albo nie wpakował się do biblioteki, mignąwszy cudzą kartą? Praktyka nieetyczna, wiem. Zresztą ja osobiście nigdy czegoś takiego nie zrobiłam, choć raczej ze strachu niż z powodu spiżowego kręgosłupa moralnego. Anyway, skuteczność rzeczonej praktyki wskazuje na to, że z tymi zdjęciami na dokumentach to trochę ściema.
No to jak z tą wiarą? Niby każdy wie, że cyfrowy retusz, że manipulacja obrazem. A jednak błąd w sztuce fotoszopera jest okazją do złośliwego śmiechu. Tak, jakbyśmy chcieli być przechytrzani.
Dzięki Gonzowi trafiłam na photoshopdisasters.blogspot.com. Jest to zbiór błędów retuszowych, wzbogacony o ironiczne, błyskotliwe komentarze prowadzącego (Bing! Your separation from reality is complete).
No to jak z tą wiarą? Niby każdy wie, że cyfrowy retusz, że manipulacja obrazem. A jednak błąd w sztuce fotoszopera jest okazją do złośliwego śmiechu. Tak, jakbyśmy chcieli być przechytrzani.
Dzięki Gonzowi trafiłam na photoshopdisasters.blogspot.com. Jest to zbiór błędów retuszowych, wzbogacony o ironiczne, błyskotliwe komentarze prowadzącego (Bing! Your separation from reality is complete).
Na zachętę - znowu coś pomiędzy tematami kryzysu reprezentacji i gołych tyłków.
Obczajcie Photoshop Disasters. Warto.
4 komentarze:
Nie mogę zrozumieć, jakim cudem te wpadki trafiają na okładki topowych magazynów, albo na plakaty rozwieszane po miastach. Przecież po błędzie fotoszopera grafika przechodzi jeszcze przez parę innych rąk i jest oceniana przez parę innych oczu. Ktoś to musi zatwierdzić, własnym nazwiskiem przypieczętować i wypuścić w świat. Zbiorowa ślepota? Zaufanie do Autorytetu Grafika? Panoszący się brak rzetelności i olewactwo?
Ciekawe są jeszcze (pojawiające się co jakiś czas na takim powiedzmy joemonster.org) kompilacje nietrafionych nazw firm, albo identyfikacji wizualnych wyglądających (wbrew zamierzeniom autora) jak męskie narządy płciowe.
Wypływa to to do przestrzeni publicznej i tylko grafik nie ma skojarzeń.
Mnie też to zawsze zastanawia.
W przypadku magazynu "Juice" pewnie było tak, że cała redakcja, od grafika począwszy a na korektorze skończywszy, była naćpana. Jest to bowiem podobno niemiecki magazyn hip-hopowy.
Proszę pań, niewinne zdrżałą ręką skręślę tu na gęślach , że wszak nie tylko o wypadki chodzi ślepoty napadowej, ani też tego że chcemy być oszukiwani i kiedy nas ktoś oszukać chce ale mu się nie udaje to "buhahaha" , ale i rzecz inna. Już po przygotowaniu przez Monikę wpisu na PShD pojawiło się zdjęcie , o to :
http://lh4.ggpht.com/_EHZsoUS6SIA/SZCRV5A8QUI/AAAAAAAAC40/uTKeIXGohWU/vs_again_for_goodness_sake.jpg
i jak słusznie zauważył autor i tropiciel (a w zasadzie paser informacyjny, bo wszak inni mu donoszą): cóż za paradoks ! Firma produkuje piękne, zdobione majtasy do pokazywania przedziałka w jakże sympatycznych damskich pupach , przy czym sama równocześnie udaje że wcale tego nie robi. Ale nie poprawiając majtki - to rzecz święta! PRODUKT! za to prubując nam wmówić że człowiek wcale nie ma przedziałka w dupie.
Witajcie w świecie politycznej poprawności.
A ja przy mojej tezie upierać się będę. Jedna rzecz to motywacje znieksztalceń ciała za pomocą fotoszopa, o czym Ty, Yrdlu, piszesz. A druga - to reakcje odbiorców na te załamania fotorealizmu. I właśnie tego "lubimy być oszukiwani" się tyczyło. A może lepiej brzmi: nie lubimy, gdy ujawnione zostaje to, że fotografia nie jest jednak tak do końca realistycznym medium.
Prześlij komentarz