Zeszły tydzień spędziłam w Zakopanem. Któregoś dnia polazłam na Krupówki szukać przyzwoitych pocztówek. I - ku swojemu zdziwieniu - w zwykłym kiosku znalazłam najprawdziwsze peerelowskie widokówki! Takie same jak te zebrane przez Mikołaja Długosza w albumie "Pogoda ładna", takie same jak te z bloga http://zurlopu.blox.pl czy http://nudnepocztowki.blog.pl/. Pomieszane z wydanymi współcześnie kartkami, były w tej samej cenie, tak jakby ich wintydżowy sznyt można było przeoczyć. Początkowo myślałam, że to reedycja starych pocztówek, ale pomyliłam się: ten sam papier, te same kolory. Najprawdziwsza Krajowa Agencja Wydawnicza, nie żadna tam podróba. Widać ktoś wygrzebał je z jakiejś piwnicy i postanowił upłynnić po złotówce sztuka. Oto próbka:
Naprzeciwko kiosku - dom handlowy Giewont. Dom handlowy, czyli galeria handlowa z czasów PRL. Na trzecim piętrze - sklep z tak zwanymi artykułami gospodarstwa domowego, też z epoki. Czuło się, że jeśli nawet nie ma tam metalowych koszyczków na szklanki, to tylko dlatego, że właśnie wczoraj wszystkie wykupili.
Po powrocie do Warszawy skoczyłam do Merkurego po coś do żarcia. Merkury to "sam spożywczo-przemysłowy" przy Placu Wilsona. Czyli też popeerelowski dom handlowy. Od Giewontu różni go to, że został całkiem niedawno odnowiony. A ja mam nieodparte wrażenie, że palce w tym maczał nie tylko dobry copywriter tudzież specjalista od rewitalizacji marki, ale też renowator zabytków. Na ścianach namalowano społemowe loga, odnowiono neon na szczycie budynku, we wnętrzu zostały smaczki tego typu:
Zaskakuje mnie to, jak 20 lat po tym, jak PRL stał się historią, zderza się peerelowy styl trwający po części z biedy, po części z sentymentu, z peerelem sprzedawanym jako retro na stołecznym Żoliborzu. Albo w Nowej Hucie jako communism tours in trabant.
A ja, ech, mam słabość do stylu vintage. Nie dość, że robię coś tak retroaktywnego jak wysyłanie analogowych pocztówek, to jeszcze wybieram pocztówki z epoki późnego Gierka.
Ale do stylu Jacka Dehnela jeszcze mi daleko.
3 komentarze:
Czasem w małych miejscowościach "zdarza się" jeszcze spotkać zachowane w surowym stanie sklepy GS-u (Gminnych Spółdzielni - dla tych, co nie pamiętają:). Oprócz rzadkich już dzisiaj okazów, które wypełniają rozdzieloną ladą przestrzeń sklepu, charakterystyczny dla tych miejsc jest także specyficzny "papierowo-mączny" zapach.
Z kolei duże miasta z tamtych czasów zawsze będą mi się kojarzyły ze światłem "prawdziwych" neonów. Nocne powroty z rodzinnych imienin w towarzystwie lekko wstawionego ojca, gdy w oczekiwaniu na zbawczy autobus mogłem obserwować "wpadający" do skarbonki PKO pieniążek, powyginane "pisanką" świecące Delikatesy, czy rozetę domów towarowych "Centrum". Tą neonową mekką było dla mnie przede wszystkim miasto Sosnowiec.
http://www.sosnowiec.info.pl/moje-miasto-moj-region/moj-sosnowiec/o-sosnowieckich-neonach-i-nie-tylko,1,4,11907
Tak, ten zapach jest nie do podrobienia:) W Merkurym go nie ma. Btw, czy to znak, że Merkury jest podróbką, symulakrem? Hm.
Co do świateł wielkiego miasta: w poszukiwaniu starych zdjęć Merkurego trafiłam na dużą kolekcję fotek Warszawy z PRL-u. Jest tam dużo nocnych zdjęć z neonami właśnie, są foty z legendarnego przesuwania kościoła przy Lesznie, jest też rzeczony Merkury. Polecam: http://www.skyscrapercity.com/showthread.php?t=208264&page=17
A te neony (i murale) z Sosnowca ładne. Zdziwiło mnie tylko to, że foto napisu "społeczeństwo gospodarzem miasta" zostało zrobione w 1996 roku! Jak udało się temu napisowi uniknąć transformacyjnego ikonoklazmu?
Świetne foty. Dobrze, że mam stary plan Warszawy. Dzięki temu mogę bez trudu odnaleźć ul. Marchlewskiego, czy Dzierżyńskiego...:)
Przypomniało mi się, że atmosferę domów towarowych Warszawy i nocnego życia gorących lat 70tych fajnie oddaje stylizowany trochę na amerykańską produkcję film M.Piwowskiego "Przepraszam, czy tu biją?". Film jest też ciekawy w warstwie muzycznej;)
Prześlij komentarz