środa, 23 września 2009

"Glissando" zwiastuje

Na początku ubiegłego tygodnia w Empikach pojawiło się nowe "Glissando". To piętnasty numer, choć - gdy "Glissando" powstawało 5 lat temu - przepowiadano mu los efemerydy.

Cóż. "Glissando" jest niszowe. Mimo dobrych chęci bywa hermetyczne, a nie popularyzatorskie. Artykułom w nim publikowanym zdarza się zbliżać do dyskursu akademickiego. Jako ilustrację tego ostatniego zarzutu - cytat z najnowszego numeru, z fajnego poza tym artykułu Michała Mendyka: Zdecydowanie repetytywne inklinacje zachował natomiast drugi protagonista rewolucji techno w kręgach litewskiej muzyki akademickiej. Dalej pisze on o przewrotnej retoryce surkonwencjonalizmu Pawła Szymańskiego. No, urocze.

"Glissando" jest wyraźnie autorskie i - przy całej swojej różnorodności gatunkowej - świetnie napisane. Nie ma mowy o płytkich recenzenckich gadkach w stylu "jak na Polskę to bardzo dobry album". Za to oprócz księżykopodobnych elaboratów Mendyka jest tu na przykład tekst, w którym Jan Topolski pisząc o czymś tak nudnym jak śpiew chóralny opowiada, że sonoryzm i socrealizm sporo namieszały. Albo taki, w którym Lech Filip opisuje muzykę pewnego radzieckiego free jazzowego tria: Ganelin powoli wystukuje nuty na fortepianie, Tarasow rzęzi na saksofonie, a w tle coś skrzypi. Rozumiecie, o co mi chodzi: ten styl nie jest ani jednolicie akademicki, ani zbyt indie. Ani nie obiektywizuje, ani na siłę się z czytelnikiem nie ziomali.

"Glissando" ma mnie w garści, bo opiera się na transgresywnej definicji muzyki współczesnej. "Muzyka współczesna" to zarazem i muzyka akademicka, i herezje w rodzaju japońskiego noize'u czy eksperymentalnej muzyki tanecznej, a porównywanie Tupaka Shakura i Philipa Glassa* jest tu na porządku dziennym.

Wydawcą najnowszego numeru "Glissanda" jest Fundacja 4,99. I jest to dobra, zajebiście dobra nowina. 4,99 została utworzona w zeszłym roku przez Michała Liberę, Michała Mendyka i Jana Topolskiego, dotychczas w miarę cicho siedziała, a teraz wszem i wobec - w "Glissandzie" - powiedziała, że w najbliższych planach ma:
  • wydanie serii książek "Terytoria muzyki"; jako pierwsza, jesienią 2009, wyjdzie Audio Culture. Readings in Modern Music (link prowadzi do google-bookowego podglądu);
  • festiwal litewskiego minimalu, czyli Polski Tydzień Polsko-Litewski w Wigrach;
  • koncert eksperymentalnej supergrupy M.I.M.E.O. (Fennesz, Keith Rowe i inni) na bagnach za siódmą - licząc od Warszawy - górą;
  • serię wykładów o muzyce w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (zimą 2010);
  • wydawanie płyt w labelu Bołt (są już trzy albumy, w tym Gwinciński);
  • no i regularne wydawanie "Glissanda". Kwartalnika "Glissando".
--
* Jeśli chcecie wiedzieć o co chodzi, sprawdźcie artykuł Susan McClary - tu na stronie 290, w "Glissandzie" na stronie 2 albo w anonsowanej "Kulturze dźwięku".

środa, 16 września 2009

Rzoigebókwa

Po tak długiej przerwie przyda się rozbiegówka.

Jak wykazują badania nad ludzką percepcją, słowa potrzegamy raczej jako całość graficzną niż zbiór literek dekodowanych jedna po drugiej. Dowód: wyraz pozostaje zrozumiały nawet wówczas, gdy poprzestawiamy w nim wszystkie litery, zachowując miejsce tylko pierwszej i ostatniej.

Ten oto akademicki przykład:


(wzięty stąd)

proponowałabym jednak zastąpić tym:


Kiedy zobaczyłam to "sex stop" pomyślałam, że to pomyłka, że copywriter był pijany, zaśmiałam się serdecznie i protekcjonalnie. A przecież to chyba świadoma absurdalno-przaśna aluzja, typowa dla produktów z najniższej półki: znaleźć tam można wino Mamrot czy prezerwatywy Warrior. Śmiech z "głupiej" nazwy ma złagodzić cierpienie wywołane tym, że jest się wykluczonym z konsumpcji, że kupuje się wino za 4,90 albo herbatę za 1,9o.

Tak ja to wdizę.