niedziela, 13 czerwca 2010

Co wolno w reklamach piwa

PARPA - Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych - zażądała wycofania telewizyjnego spotu piwa z bokserem Tomaszem Adamkiem. "Krzysztof Brzózka, dyrektor PARPA, wyjaśnia, że zgodnie z prawem reklama alkoholu nie może się kojarzyć ze sprawnością intelektualną czy fizyczną. Ta reklama jest więc niezgodna z przepisami ustawy o zapobieganiu alkoholizmowi i wychowaniu w trzeźwości" - czytam tutaj.

We wspomnianej przez niego ustawie znajduję dokładniejsze wytyczne. Według niej w reklamach nie wolno kojarzyć alkoholu z:
"1) atrakcyjnością seksualną,
2) relaksem lub wypoczynkiem,
3) sportem,
4) nauką, pracą lub sukcesem zawodowym,
5) zdrowiem lub sukcesem życiowym".

Ja też uważam, że reklama z Adamkiem odwołuje się do idei z zakazanej listy. Ale nie tylko do sportu - właściwie zidentyfikowanie tej reklamy z punktem trzecim jest rozpoznaniem trywialnym. Popatrzcie tylko:



Moim zdaniem ta reklama kojarzy markę Żywiec z sukcesem zawodowym - to punkt czwarty powyższej listy. Rzecz w tym, że spot pokazuje Adamka jako osobę niezłomną, wiedzącą, czego chce od życia, konsekwentnie dążącą do swojego celu. O tym, że on ten cel osiągnął, wiemy już spoza reklamy: znamy tę twarz, wiemy, że ten facet jest mistrzem świata. To, że jest sportowcem, jest wspomniane epizodycznie, bo też nie ma aż takiego znaczenia. Przede wszystkim jest konsekwentnym facetem, który odniósł sukces - metaforą tej konsekwencji jest scena, w której biegnie pod wiatr, w śniegu, po balach drewna. W garniturze. Jeżeli urzędnik pracujący od 9 do 17 albo kobieta pracująca na pełny etat bez wynagrodzenia w domu podziwiają tego człowieka, to nie tyle za siłę jego prawego sierpowego, co za to, że jest najlepszy. Oni też chcieliby być najlepsi w tym, co robią. Jak każdy.

"Spokój, zamykam oczy, modlitwa, skupienie"- tak zaczyna się monolog Adamka. Heros Adamek wie, czego chce i to robi. W odniesieniu sukcesu pomaga mu - mówiąc psychologicznym żargonem - bycie blisko siebie. To jest coś, co pojawia się w wielu innych reklamach piwa, już bez udziału herosów. Przykład: odwołująca się do toposu niezależności kampania Grolscha z hasłem "Idziesz własną drogą?". Dobrze iść własną drogą, prawda? Dobrze być niezależnym, wiedzieć czego się chce. Wtedy jest się szczęśliwym i spełnionym. Oczywiście, szczęście i spełnienie mogą być odczuwane niezależnie od sukcesu życiowego, więc te reklamy nie podpadają pod punkt piąty czarnej listy. W ustawie nie ma zakazu kojarzenia piwa z konstruktywną filozofią życia. A szkoda.

Tak właściwie cała sprawa jest już stara, sprzed kilku miesięcy, ale z jakichś powodów właśnie wczoraj news o tym pojawił się na spamowo-informacyjno-rozrywkowym screenie autobusu, którym jechałam. Nawet nie wiem, czy ten spot został wycofany z telewizji. Nawet jeśli, to i tak ma swój obieg w sieci, więc PARPA odniosła sukces połowiczny. Nie mam wątpliwości, że PARPA jest gorzej przygotowana do sprawy niż kompania piwna. Antyalkoholowej agencji brakuje fachowego spojrzenia na reklamy, z którymi walczy, skoro w spocie, który podpada pod sukces zawodowy, widzi tylko sport, a w reklamie z Majchrzakiem (z tej samej kampanii) nie widzi już nic złego.

Tymczasem kompania piwna ma ludzi, którzy sprawdzają reklamy pod kątem zgodności z prawem i pilnują tego, by nie dało się przyczepić. I tak, powyższa reklama strukturalnie oddziela część końcową od części z Adamkiem; nigdzie też nie pojawia się sugestia, że mistrz pije piwo. Zarówno sport, jak i sukces zawodowy zostaje skojarzony nie z kuflem piwa, ale z marką.

środa, 9 czerwca 2010

"Przekrój" walczący?

Oto wycinek ostatniej strony "Przekroju" z 1950 roku. Ze stalinizmu. W pewnym sensie żart jest typowy, bo to antyamerykańska satyra. Ale większość tych propagandowych obrazków i artykułów z czasów stalinizmu bardzo się zestarzała i dzisiaj czuć je tylko żenującą propagandą. Ten powyższy jest ewenementem, bo wciąż śmieszy. No, mnie przynajmniej śmieszy. To zasługa specyficznego "Przekrojowego" poczucia humoru: absurdalnego, surrealistycznego ("Przekrój" publikował wtedy też "Teatrzyk Zielona Gęś" Gałczyńskiego). Powyższy żart jest satyryczny, ale absurdalność zmniejsza ten nieznośny dydaktyczny ciężar satyry.

Ciekawe, że jest to żart z cenzury w Ameryce, opublikowany w Polsce w czasie panowania cenzury. Nie trzeba psychoanalizy kultury, wystarczy wiedza z ogólniakowej lektury "Konrada Wallenroda", by zobaczyć w nim w istocie gorzki żart z sytuacji wolności słowa w Polsce. Czyżby więc obśmiane ocenzurowanie wina było maską, przytykiem w istocie nie pod adresem Stanów Zjednoczonych, tylko głupoty polskiej cenzury?

Jeszcze ciekawsze, że to chyba nie jest trafne skojarzenie. Raczej skutek dzisiejszego zboczenia, by w każdej co fajniejszej rzeczy z Polski Ludowej dopatrywać się opozycyjności - i tutaj, do zrozumienia tego podejścia, przydałaby się właśnie psychoanaliza kultury. Mamy jakiś problem z przyjęciem, że coś mogło być zrobione zgodnie z odgórnymi wytycznymi estetycznymi i ideologicznymi i jednocześnie wartościowe. No, bo skąd ta myśl, że "Przekrój" inteligentnie wtykał szpile partii? Przecież ten magazyn przetrwał cały PRL właśnie dzięki temu, że nie uprawiał wallenrodyzmu.

I dobrze, bo zrobił dużo. Wiem, czytałam o tym ostatnio w książce Justyny Jaworskiej Cywilizacja "Przekroju". Misja obyczajowa w magazynie ilustrowanym. Polecam!