środa, 24 marca 2010

Ostatni hołd dla brzydactwa

Pierwszy artykuł (ten), który czytałam o mocno hajpowanej instalacji Nicolasa Grospierre'a "Szklana pułapka" w budynku CIECh-u, zaczynał się od słów:
"Już burzą to szkaradziejstwo?! - pyta z niedowierzaniem taksówkarz, który wiezie nas na Powązkowską 46/50".
Tak, też miałam ochotę dojechać tam taksówką. To jeszcze Żoliborz, a więc mój rewir, ale nawet ja mam poczucie, że budynek CIECh-u stoi in the middle of nowhere. Nie ma dobrego połączenia z Centrum ani nawet z resztą Żoliborza. A jak już się dojedzie, to widać z jednej strony składy i magazyny (tutaj są squat Elba i klub CDQ), z drugiej w oddaleniu widać jakby ścianę lasu (to stare drzewa rosnące na Powązkach), z trzeciej - rzecz w mieście niespotykana - widać siną linię horyzontu.

I w środku tego dzikiego Żoliborza Przemysłowego stoi widoczny z daleka budynek CIECh-u, nazwany przez taksówkarza szkaradziejstwem.

Dokładniej, jest to modernistyczne szkaradziejstwo. A jeszcze dokładniej, szkaradziejstwo ze schyłkowej, manierystycznej fazy socmodernizmu. Widać w czasie projektowania tego budynku - w latach 70. - prostota prostopadłościennego bloku z wielkiej płyty była już passe.

Forma budynku CIECh-u wyrasta z modernizmu, ale treść już nie: modernistyczne szklane domy (a potem bloki mieszkalne) wzięły się z marzenia, by zapewnić dobre warunki bytowe ludziom żyjącym poniżej minimum. Tymczasem budynek CIECh-u był siedzibą jednej z PRL-owskiej central handlu zagranicznego. Czyli pałacem.

Może dlatego forma bydynku CIECh-u jest modernistyczna manierystycznie: przestylizowana, skomplikowana. Dziwaczne jest przestawienie piramidy do góry nogami, zaskakujące jest to, że marmury sąsiadują z azbestem. Kiedy dzisiaj ogląda się ten budynek, logika nim rządząca wydaje się szalona, właściwie zupełnie niezrozumiała...

Może właśnie dlatego ten budynek dłużej powstawał niż był użytkowany. I może dlatego zostanie niedługo zburzony. Otwarcie parteru dla zwiedzających na dziesięć dni jest ostatnim hołdem dla budynku. Sama akcja podoba mi się - podobne rzeczy, upamiętnienia wyburzanych modernistycznych budynków, robi Cyprien Galliard, o którym pisałam w listopadzie (tu). I to jedyna rzecz, którą Grospierre'owi mam do zarzucenia: jego instalacja nie jest w żaden sposób oryginalna, nie wnosi do dyskursu nic nowego. Ani jako akcja pożegnalna budynku, ani jako dzieło na doskonale znany temat klęski modernistycznego projektu.

Ale fajnie jest tam pójść i pobłąkać się po opustoszałych marmurowych salach.

***

Kiedy: 21-31 III 2010, codziennie 14-17 (w soboty i niedziele do 18),
gdzie: Warszawa, Powązkowska46/50,
wstęp: wolny,

sobota, 20 marca 2010

Etnolog naucza

Powoli staję się coraz mniej buntownicza. Bez dyskusji - a często bez refleksji - poddaję się coraz liczniejszym mieszczańskim normom. Ale ostatnio przypomniałam sobie nadrzędne przykazanie: nigdy nie uznawaj systemu wartości swojej warstwy społecznej, swojego społeczeństwa, swojego kręgu kulturowego za absolutny wzór tego, jak żyć.

O potrzebie relatywizmu przypomniała mi książka "Łowcy, zbieracze, praktycy niemocy" Tomasza Rakowskiego i dwa artykuły o niej - komentarz Adama Leszczyńskiego i wywiad z Rakowskim. Książka jest o górnikach z biedaszybów i ludziach z biednych świętokrzyskich wsi, autor książki to adiunkt w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UW, a oto co mówi w "Wyborczej" w wywiadzie "Gorączka złomu":
"Aleksandra Klich: Twierdzi pan, że wbrew temu, co się powszechnie sądzi, ci ludzie - biedni, bezrobotni, zdegradowani - wcale nie są bierni?

Tomasz Rakowski: - Przeciwnie, oni działają. Mimo początkowej bezradności spróbowali pojąć świat na nowo i odnaleźć się w nim.

Patrzymy na kulturę ubóstwa wyłącznie przez pryzmat bierności i zasiłków. Biedę jako stan bierności piętnują media, politycy. I z perspektywy funkcjonalnej nauki społecznej, zgodnie z którą społeczeństwo ma działać jak dobrze naoliwiony mechanizm, jest to pewnie słuszne.

Jednak takie sądy nie tylko stygmatyzują tych ludzi, ale też nie pozwalają dostrzec, jak wiele się z nimi działo przez ostatnie lata.

Gdy nasza perspektywa się zmieni, mamy szansę dostrzec bardzo racjonalne i mające swoje uzasadnienie kulturowe sposoby radzenia sobie z trudną sytuacją.

Zobaczymy, że ci ludzie wykorzystywali wszystkie swoje możliwości i umiejętności. Jak można było żyć ze złomu, szukali złomu, jak z węgla, schodzili pod ziemię, budowali biedaszyby, jak z ziół i jagód, zbierali je na polach i lasach.

Ciężko pracowali, by odbudować swoją wartość, wszyscy ci łowcy, zbieracze, praktycy niemocy. Dlatego przetrwali.

Nic dziwnego, że gdy nagle otwiera się granica i pojawiają się możliwości pracy w Niemczech czy Wielkiej Brytanii, na zmywaku czy przy zbieraniu truskawek, łowcy i zbieracze przenoszą się tam właśnie. To przecież z miejsc najbardziej dotkniętych bezrobociem potransformacyjnym po otwarciu granic Unii emigrowały tysiące ludzi. W ten sposób ich przyczajona aktywność, koncentrowana dotychczas na alternatywnych formach zajęć, na zarobkowaniu w gospodarce nieformalnej, stała się widoczna."
Wyniki badań Rakowskiego są opowieścią moralną. Jaki jest morał tej opowieści? Leszczyński pisze, że taki: "praca jest tylko rodzajem społecznej gry i górnicy z biedaszybów grają w nią z nie mniejszym zaangażowaniem i wysiłkiem niż pracownicy korporacji". Ja zaś uważam, że morał jest taki: nie wolno zapominać, że ludzie wybierający alternatywne metody radzenia sobie w życiu nie są głupsi ani gorsi, a tylko sięgają po takie narzędzia, jakie są im dostępne. Nie warto żywić przekonania, że posiadło się wiedzę o tym, jak należy żyć; w to wierzą tylko głupcy.

Ten bunt to jednak dobra rzecz. Bo bez dwóch zdań buntownicze są badania Tomasza Rakowskiego - badania stawiające tezę w pewnym sensie antynaukową, bo ignorujące ekonomię i wspomniane funkcjonalne nauki społeczne.

środa, 10 marca 2010

Niwea!

26 lutego wyszła debiutancka płyta KOTopodobnego zespołu NIWEA, nosi tytuł "01". KOTopodobnego, bo i w Kocie, i w Niwei główną postacią jest Wojciech Bąkowski. Znacie Kota? Nie? W takim razie to wideo da wam wyobrażenie. Jeśli znacie, to i tak je obejrzcie, bo filmik jest fajnie zrobiony.



Niwea jest bardziej popowa, z profesjonalnymi podkładami autorstwa Dawida Szczęsnego (nagrywał m. in. dla Mille Plateaux). Podkłady Szczęsnego zlikwidowały barierę odbiorczą, którą wytwarzał KOT dziwacznością wykonania. Kot w podkładach miał brudne sample ze starych kaset, które puszczali Piotr Bosacki i Przemysław Sanecki z dwukasetowych magnetofonów wiszących im na szyjach. W NIWEI nie ma już audioperformance'u, jest za to muzyka z prawdziwego zdarzenia albo - jak kto woli - muzyka konwencjonalna, nadająca się do puszczania w radiu.

Pozostała jednak ta sama wrażliwość Wojciecha Bąkowskiego, wrażliwość za którą wygrał Spojrzenia 2009, którego jury pisało w uzasadnieniu werdyktu: "Wojciech Bąkowski posiada nadzwyczajną zdolność do łączenia wizualnych obrazów o głębokim psychologicznym wglądzie z poetyckimi elementami", a jego sztuka "to nie jest sztuka emocjonalna, lecz sztuka o emocjach".

Cytuję ten werdykt, bo trafia do mnie rozpoznanie Bąkowskiego jako artysty potrafiącego mówić o uczuciach i to w sposób autentyczny, daleki od kiczu i pretensjonalności. Jako lider Grupy KOT Bąkowski potrafił naśladować agresywny język blokowisk, potrafił jednocześnie odgrywać postać faszysty i wcielać się w, sorry za domorosłą psychologię, ofiarę agresji. Rzecz w tym, że kiedy jest się kotem prześladowanym w wojsku (albo na podwórku, albo w domu), to sposobem obrony bywa wejście w rolę agresora, czarnej owcy czy, jak w powyższej piosence, złego syna dla matki.
przestań jeść starczy
bo przeżuwasz
i ci rzęzi w uszach
wtedy co mówię
natychmiast wypluj
pokaż buzię
zrób aaa
no
drewno tępe jesteś
(Grupa KOT: Szczękościsk)
W Niwei aż tak ciężkich tematów nie ma, obrazy z dzieciństwa przybierają raczej kształt niepokojących metafor.
gryzą, duszą swetry
idę
jeden krok
jeden rok
gruby
i jeszcze kumpli karmię
mam takie kule tłuste
dzieci matka Wojtek
niosę
puszczam kupę
(Niwea: Wielkie Wuesbe Srebrne)
W Niwei Bąkowski używa bardziej poetyckiego języka. Taki język wzbudza mniej kontrowersji niż agresywne teksty Grupy Kot, ale nie traci głębokości psychologicznego wglądu, za który Bąkowskiego nagrodziło jury Spojrzeń 2009. Słowem, Niwea to wysokogatunkowa muzyka emo.

Niwea nie tylko nadaje się do puszczania w radiu, ale nawet ma "oficjalny videoclip".



A płytę można kupić albo odsłuchać w streamie na myspace.com/niwea. Albo kupić.