sobota, 29 czerwca 2013

Sztuka wygląda przez okno, czyli "Fatamorgana na Solcu" Heleny Wawrzeniuk

To proste i bardzo fajne: zrobić wieczorem projekcję w małej przestrzeni, powiedzmy, w dwóch pokojach pracowni na parterze, tak, żeby ekrany wisiały jak firanki w oknach. Wtedy film zobaczą nie tylko zaproszeni ludzie, którzy są wewnątrz - zarówno pomieszczeń, jak i świata sztuki - ale też przypadkowi przechodnie. Choć nie będą wtajemniczeni w tytuł filmu ani fabułę, to zobaczą niezwykłe okna pełne światła i kolorów. Dobrze, jeśli film jest zrobiony z dużą troską o plamy kolorów. Treść tych plam i fabuła są mniej ważne: kiedy przechodzi się pod oknami, trudno śledzić akcję, treść symboli, dialogów.

To puszczanie filmu przez okno będzie trochę przypominało głośne puszczanie muzyki przy otwartym oknie. Okno zwykle oddziela wnętrze od zewnętrza, tutaj jednak otworzy nieoczekiwany przepływ informacji. Różnica będzie taka, że puszczanie muzyki przez okno byłoby inwazyjne, bo zwykle wymusza jej słuchanie na sąsiadach; pokaz filmu w oknach będzie zaś po prostu inkluzywny. Światło i kolory w oknie nikomu nie wadzą.

Trzeba pamiętać, że adresatami są też ludzie, którzy przyszli na projekcję. Dlatego dobrze we wnętrzu przygotować dla nich siedzenia, żeby wygodnie mogli obejrzeć film od początku do końca, i umieścić dodatkowe ekrany tak, żeby mogli ze środka śledzić cały film.

Ten pomysł na przestrzenną aranżację projekcji stworzyła Helena Wawrzeniuk. To, co opisałam,  to projekcja jej filmu "Fatamorgana na Solcu" czy raczej wydarzenie pod tą nazwą, które Helena zorganizowała w maju. Film był bardzo ładny, ale jednak dla mnie najważniejsza była przestrzeń. To, jak autorka ją zbudowała - otwierając do wnętrza mieszkania i  na ulicę - uważam za rewelacyjne.

Zobaczcie to sami na krótkim dokumencie:


Zresztą nie dziwi mnie, że to tak pomysłowo zrobione. Znam poprzedni projekt Heleny - "Planty na Ochocie", który zajął  I miejsce w konkursie FutuWawa (więcej o "Plantach" np. w "Res Publice Nowej"). W "Plantach..." Helena proponowała takie zmiany, które poszerzyłyby korzystanie z przestrzeni publicznej przez mieszkańców osiedla, choć ci  niewiele się spodziewają po swojej okolicy poza tym, że chcieliby mieć gdzie postawić swój samochód. Podobna rzecz pojawiła się w "Fatamorganie..." - choć przecież mogłoby to być zwykłe puszczenie filmu dla garstki zaproszonych osób.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Macewy, lastriko i Jan Kochanowski

Cmentarz Żydowski w Warszawie to jeden z niewielu czynnych cmentarzy żydowskich w Polsce. Poszłam na spacer i byłam zaskoczona, że są tam nie tylko omszałe macewy, ale też na przykład obeliski z marmuru:

groby z ciekawymi rzeźbami:

 

groby z lastriko z lat 70. XX wieku i z marmuru z lat 90.:


groby zdradzające zanurzenie zmarłych i ich rodzin w polskiej kulturze (nie wiem, czy dobrze widać, ale to jest cytat z "Trenu VIII" Jana Kochanowskiego):


W niektórych częściach cmentarza pachnie ściółka, panuje wilgoć i jest jak w lesie (włącznie z komarami). Chodzi się wąskimi ścieżkami. Nie bardzo się da wejść między groby, bo pnie wypełniają dosłownie każdy prześwit między nagrobkami. A te były stawiane i tak już bardzo gęsto. Swoją drogą, ciekawe dlaczego.


Warto zajść na Cmentarz Żydowski, żeby zobaczyć, że wcale nie składa się z rzędów macew i kilku oheli z napisami po hebrajsku. I żeby zobaczyć, z czego w takim razie się składa. W ten sposób można się tu spotkać z naszym polskim obcym, którego inność - jak się okazuje - nie jest taka, jak zwykliśmy ją sobie wyobrażać.