środa, 19 stycznia 2011

Rafał Karcz, malarz: stopklatki i fotki z życia subkultur

Twórczość Rafała Karcza znalazłam w Internecie: jego dwieście obrazów w wysokiej rozdzielczości „wisi” na Flickrze, artykuły o nim są zebrane na jego domowej stronie, na jego twórczość można też trafić na portalach aukcyjnych ze sztuką.

Rafał Karcz mieszka i maluje w Krakowie, a właściwie pod Krakowem, w Bronowicach. „Siedzę sobie tam i koresponduję ze światem. Środowisko krakowskie mnie olewa i, mówiąc krótko, ja je też”, mówi w jednym z wywiadów. Obustronne ignorowanie się bynajmniej nie oznacza marginalizacji Karcza, który dużo maluje i dużo wystawia – w samych tylko latach 2009 i 2010 miał szesnaście wystaw indywidualnych i zbiorowych. Bronowice Karcza są raczej zlokalizowane w Internecie niż pod Krakowem.

To czyni z Karcza artystę bardzo nowoczesnego (a technicznie rzecz biorąc ponowoczesnego), choć takiej kwalifikacji nie sugeruje dziedzina sztuki, którą uprawia: Karcz tworzy akwarele (dokładnie, są to obrazy tworzone techniką mieszaną), jest członkiem Stowarzyszenia Pastelistów Polskich i amerykańskich, słowem, operuje tradycyjnymi narzędziami. Ale ważniejsze i ciekawsze dla mnie jest to, że tematy do swoich obrazów Karcz znajduje zazwyczaj w sieci: maluje ze stopklatek filmików z You Tube, z fotek zespołów i ich fanów. Tworzone przez niego obrazy mają więc w sobie ślad Internetu i funkcjonujących w nim fotografii: te nowe media uobecniają się w tematyce, kompozycji i sposobie przetworzenia fotki czy stopklatki na obraz malarski.

W wielu ze swoich prac Karcz odtwarza cyfrowe zabrudzenia, piksele z filmików niskiej rozdzielczości, niedoskonałości wydruku komputerowego.

(źródło: Flickr)

Technicznie osiąga to, łącząc sitodruk z akwarelą. Ważniejsze jednak jest znaczenie tego gestu: podkreśla on cyfrowe zapośredniczenie między „analogowym” doświadczeniem – doświadczeniem koncertu, clubbingu, afterparty, bycia świadkiem stłuczki samochodowej czy zamieszek ulicznych – a analogowym obrazem malarskim. Ten ostatni jest zresztą potem sfotografowany i wrzucony na Flickr, więc trafia z powrotem do sieci, w cyfrową rzeczywistość.

Karcz rezygnuje z przekornych, szokujących estetyk, którymi posługiwały się portretowane przez niego subkultury: jedynie do nich nawiązuje, stosując je w złagodzonej postaci. Obrazy Karcza pełne są malarskich chropowatości. Są tu zgrzyty kolorów, jest artykułowanie cyfrowych niedoskonałości, które można rozumieć jako analogiczne względem twórczych wykorzystań amplifikacji i przetworzenia dźwięku: mikrofonów, megafonów, przesterów czy sprzężeń rockowych gitar.

Artysta maluje ludzi w tłumie (serie Revolt, U-Bahn) i wielkomiejskie, industrialne pejzaże. Najczęściej jednak oddaje w swoich obrazach styl życia alternatywnych kultur: hippisowskiej, punkowej, hip-hopowej. Interesuje go ich dekadencja: moment, gdy rewolucyjne ideały zostają już zarzucone, a same ruchy, wchłonięte przez „system”, są już tylko alternatywnym stylem życia, jednym z wielu.

Portretuje on subkultury jak botanik-ilustrator, tworzący ilustrowany atlas roślin: zbiera okazy i przerysowuje je, by pokazać je jako egzemplarze gatunków lifestyle’owych: impreza, koncert, sposoby słuchania muzyki, sposoby tańczenia, afterparty, branie narkotyków, włóczenie się bez celu.

(źrodło: Flickr)

Concert, Faces, Bronx Fest, Hip hop – w tytułach obrazów Karcza pojawiają się nazwy bardzo ogólne, gatunkowe. I zespoły, i ludzie w tłumie na obrazach są anonimowi, przedstawieni bez nazw własnych, odarci z zapisanych w wyglądzie osobniczych informacji, takich jak nazwa zespołu czy marki ciuchów klubowicza; są sprowadzeni do reprezentantów gatunków. Być może dzięki temu wizualnemu uogólnieniu obrazy Karcza nie mają siły werdyktu, lecz raczej pokazują piękno tego dziwnego świata.

Artysta zdaje sprawę z klęski antysystemowych utopii, którymi były kultury alternatywne, portretując je jako obszary pochłonięte zabawą; maluje je też w sposób nieco populistyczny, bo akwarelami, które są bliskie mieszczańskiemu gustowi. Ale nie ocenia. I słusznie, bo te utopie nie mogły nie ponieść klęski. Jak dowodzą autorzy książki o kontrkulturze Bunt na sprzedaż. Dlaczego kultury nie da się zagłuszyć (Joseph Heath, Andrew Potter. Tłum. Hanna Jankowska. Warszawa: Muza 201o, seria Spectrum), jeśli „system”, z którym walczyły subkultury, jest systemem kultury, to zwyczajnie nie ma od niego ucieczki. Nie można żyć poza nim. To dlatego subkulturowe alternatywy – zwykle uważające wyznaczane przez siebie drogi jako te, którymi można uciec od konsumpcjonizmu – niezmiennie kończyły jako dostarczyciele znaków firmowych dla antykonsumpcyjnych towarów, które doskonale się sprzedają. Historia popularności postpunkowego grunge’u w latach 90. (na czele z Nirvaną) jest doskonałym przykładem tego mechanizmu.

Wracając jeszcze do tematu mediów: tematy, które podejmuje Karcz, są tematami fotograficznymi, ich ujęcia również zaczerpnięte są z tego medium. Co nie dziwi, jeśli pamiętamy, że artysta przemalowuje stopklatki z You Tube'a, które – nawet jako składnik filmowej sekwencji ruchomych obrazów – muszą zachowywać estetykę fotografii. Karcz przenosi do szlachetniejszego medium tematy popularne, podejmowane przez fotografię dokumentalną, a nie malarstwo: gestykulację hip-hopowców, gesty muzyków punkowego zespołu; twarze: zmęczone podczas afterparty, zasłuchane podczas koncertu; zamieszki uliczne. Maluje ponowoczesne – zapośredniczone medialnie, choć pozornie tradycyjne, bo akwarelowe – scenki rodzajowe z życia metropolii.

(źródło: Flickr)

1 komentarz:

cygaj pisze...

Dzięki, że piszesz. Właściwie nie chcę komentować tego konkretnego wpisu, tylko zasygnalizować w jakiś sposób, że doceniam to co robisz.
I przepraszam, że nie napiszę nic konkretnego... Ale będę czytać.