wtorek, 3 maja 2011

Statua Superpatrioty

Pewien Polonus ze Stanów, rzeźbiarz Andrzej Pityński, podarował Stalowej Woli monument „Patriota”.

Stalowa Wola przyjęła pomnik, chociaż nie za bardzo ma go gdzie postawić. „Patriota” ma bowiem proporcje amerykańskie: jest to postać mierząca 12 metrów. Właściwie nie jest to pomnik, tylko statua. Na pierwszy rzut oka wygląda jak jeden z transformersów, uchwycony w trakcie przemiany: ma jedno husarskie skrzydło, ekspresyjnie wygięte, wykonane ze zmatowionego, ciemnego metalu, imitującego poszarpaną tkankę. Z drugiego skrzydła został kilkut, postać ma dziurę w klatce piersiowej. Ma też miecz, klatę jak Connan Barbarzyńca, sylwetkę Supermana. Maskulinistyczna maszyna do zabijania. Superpatriota.


Teraz jest odlewany w Gliwicach. W Stalowej Woli stanie jesienią.

Twórca tego paskudztwa, Andrzej Pityński, przypomina mi Jana Matejkę. Punkty styczne są aż trzy.

Po pierwsze, historiozoficzność. Za twórczością Andrzeja Pityńskiego stoi pewna konkretna filozofia historii: martyrologia. Pityński wyrzeźbił już pomniki bohaterów narodowych: Popiełuszki, Jana Pawła II (dwie sztuki), katyński, Błękitnej Armii, a także monumenty o tematyce bardziej abstrakcyjnej, wskazujące na postawy godne pochwały: „Partyzanci”, „Sarmata”, „Mściciel”. No i „Patriota”. Na makabrycznym poszarpanym skrzydle „Patrioty” będą wyrzeźbione daty, symbolizujące szczególnie wzniosłe momenty w historii „golgoty Polski” (takiego sformułowania użyto w informacji prasowej).

Podobnie robił Matejko: malował obrazy, przedstawiające jego zdaniem ważne momenty w historii. Na czym budował swoją historiozofię, można przeczytać w świetnej książce Jarosława Krawczyka „Jan Matejko. Mistrz Legendy św. Stanisława”. Matejko, zresztą nie on jeden z XIX-wiecznej Polsce, szukał odpowiedzi na pytanie: dlaczego Polska straciła niepodległość? Czy to jej wina? Kiedy został popełniony błąd? Co Polska musi zrobić, żeby niepodległość odzyskać? Pityński, wypisując na skrzydle ważne dla Polski daty, jest więc późnym synem polskiego romantyzmu, co akurat nie dziwi, kultywowanie rzeczy nieaktualnych jest cechą grup polonijnych, podobnie jak przechowywanie słownictwa w Polsce już archaicznego i dawno nieużywanego.

Drugim elementem, łączącym Pityńskiego z Matejką, jest styl. Obaj łączą realizm, a wręcz naturalizm, z symbolizmem. Obaj ocierają się o kicz w swoim dążeniu do naturalizmu, który ma chyba uczynić trywialną symbolikę bardziej przekonującą. W efekcie naturalizm robi wrażenie nagiętego do tezy. Jest przesiąknięty patosem jak propagandowa powieść realistyczna.

Trzecia rzecz wspólna to robienie ze swojej sztuki międzynarodowych darów: darów kłopotliwych, bo przyjęcie ich oznacza przyjęcie filozofii dziejów, stojącej za dziełem. Nieprzyjęcie zaś jest trudne, bo – jak uczył Marcel Mauss w „Szkicu o darze” – odrzucenie daru zawsze jest zerwaniem kontaktu. Kiedy uznany artysta jednego kraju daje innemu krajowi swoje historiozoficzne dzieło, mamy więc do czynienia z narzucaniem przemocą swojej wizji historii i swojej wersji porządku świata.

Matejko dał bodajże Francji swoje ogromne obrazy, które nawet wówczas oceniano (poza Polską) jako nieco tracące kontakt z rzeczywistością. Znów odsyłam do „Legendy…”, opowiadającej historie o tym, jak Matejko obdarowywał rządy europejskie swoją wizją losu Polski wymalowaną na płótnie. Natomiast Pityński obdarowuje Polskę już od 13 lat. Pierwszym prezentem był pomnik Czynu Zbrojnego Polonii Amerykańskiej (Błękitnej Armii), stojący na warszawskim Żoliborzu, na Placu Grunwaldzkim, między pasami al. Wojska Polskiego. To nieludzki kicz. Żołnierze mają na nim niebieskie mundury, choć pomnik jest z brązu. A to dlatego, że mundury odlano ze specjalnego stopu metali, zabarwiającego się na niebiesko, żeby oddać niebieski kolor mundurów. Heh.

Wróćmy do „Patrioty”. Sfinansowało go Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce. Nieprzyjęcie byłoby afrontem, więc Rzeszów przyjął. Ale teraz ma problem: pomnik jest wielki, ciężki i nie ma go gdzie postawić. Jedyne miejsce, które wchodzi w grę – pomiędzy pasami ul. Komisji Edukacji Narodowej, w centrum – odpada, bo przyciągający uwagę pomnik powodowałby wypadki.

(źródło: rzeszow.gazeta.pl)

Tak właściwie to dziwię się, że znaleźli w ogóle jakiekolwiek miejsce dla tego pomnika. Jeden z artykułów wspomina, że prezydent Rzeszowa ma dość pomników, tworzących miejsca pamięci (tu). Więc wydaje się, że lokalizacja między pasami drogi jest jego celowym pomysłem: postawienie pomnika w Auge’owskim nie-miejscu uniemożliwi wytworzenie się miejsca pamięci wokół amerykańskiego kuriozum. „Patriota” stanie się obiektem, przeznaczonym do szybkiego odbioru. Może to dobry pomysł: w Stanach stawia się różne wielgachne statuetki i intrygujące drogowskazy w takich właśnie miejscach, przy autostradach.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

z daleka wygląda trochę jakby miał fiuta do ziemi (po swojej prawicy)

a lewą ręką zupełnie jakby reklamował jakąś farbę w tv (ten grzebień rozlanej cieczy)

stanwewnetrzny.blox.pl

Anonimowy pisze...

droga pastuszko, proponowałbym zająć się kulturowym wypasem owiec w dolinie Chochołowskiej, a nie obszczekiwaniem wybitnych ludzi, którzy rzeczywiście coś sobą reprezentują i bardzo wiele dla tego kraju zrobili.