niedziela, 14 grudnia 2008

Triumf reprezentacji kalekiej, czyli real foto

Mam nowe buty.

Jednakowoż zamiast zdjęć na temat Mam ładne buty, zrobiłam zdjęcie na temat Kot kontra kozak. Jak zwykle.



Dziwne oświetlenie tym razem nadaje zdjęciu ekspresjonistycznego sznytu. Że niby to fotka o walce wampirycznej hiperkobiecości z jasną stroną: futrzastą, przytulankową, kociakową.

No, na upartego można to tak interpretować.

Jest tu nie tylko ekspresjonistycznie, ale i dramatycznie, bo na kolejnym zdjęciu mrok zwycięża:



Nawet jeśli ta interpretacja jest do przyjęcia, to nie powinny się tu pojawić różowawe przebarwienie, skrót perspektywiczny parapetu i ogona, widok za oknem, czarna uszczelka przy szybie.

No.

Ale imho właśnie takie zdjęcia są ciekawsze niż te profesjonalne. Bo tutaj zawsze można coś odkryć (na przykład zobaczyć nie tylko to, jakie mam buty, ale też jaki mam parapet), czasem można się pośmiać. Te zdjęcia wymagają wkładu interpretacyjnego. McLuhan by powiedział, że są zimne, czyli że wymagają zaangażowania.

Dygresja: tak ten McLuhan mi się przypomniał, bo przez ostatnie tygodnie przygotowywałam się do dość ciężkiego egzaminu, na który czytałam między innymi McLuhana. No i tam, we wstępie do Essential Mc Luhan, przeczytałam to zdanie tak apologetyczne, że aż absurdalne:
Był on [Marshall McLuhan] znakomitym badaczem, który często dokonywał spostrzeżeń w pracach innych, z czego nawet sami autorzy nie zdawali sobie sprawy.

Skoro mowa o butach, to te moje zdjęcia kojarzą mi się (zdjęcia, zdjęcia! nie buty!) z fotkami wydanymi w albumie Real foto pod nazwiskiem Mikołaja Długosza przez Ha!art.


Że są to zdjęcia wyszukane przez Długosza na Allegro, to wiadomo. Że są one odbierane jako niezakłamane - w odróżnieniu od tych fotografii, których autorzy potrafią posługiwać się narzędziem do fotografowania - też wiadomo. A czy wiadomo, że Długosz takie właśnie zdjęcia ceni za ich pozbawioną samoświadomości przenikliwość?


I że są one cenne jako reportaż z prywatnych salonów, kanciap i melin, do których reporterzy nie bywają wpuszczani?


Ofkorsa, to utopia: że niby te zdjęcia pokazują to, jak naprawdę rzeczy się mają? Dobre sobie. Nie po to mamy kryzys reprezentacji, żeby byle filister go mógł pokonać byle fotką sofy.

* * *

A moje nowe buty wyglądają tak:



















Naprawdę tak wyglądają, bo to nie jest real foto, tylko komercyjne zdjęcie, które udaje, że jest desygnatem.

* * *

Więcej zdjęć z tego albumu w internecie można znaleźć tu, jeszcze więcej - w papierowym wydaniu w księgarni, wywiad z autorem (z "Notesu na 6 tygodni") jest tutaj, a blog ze zdjęciami z poprzedniego projektu Mikołaja Długosza - tutaj.

6 komentarzy:

Wierzycielka pisze...

Łoł! Fajowe. Cud obcas. Przy dużym oblodzeniu rzeczywiście obawiałabym się triumfu reprezentacji kalekiej ;)

patataj pisze...

Ufff. Maryjo, zawsze jak chcę tu coś napisać, okazuje się, że zapomniałem hasła do mojego konta. Anyway, te zdjęcia z albumu Długosza są takie, że zaraz chciałoby się zobaczyć, co pozostało poza kadrem... Mnie na przykład bardzo zaintrygował ten salon i to, jak estetyczna aura łącząca się jakoś z różnymi pejoratywnymi odcieniami słowa "prowincjonalizm" wchodzi w nim w rezonans z wiszącym na ścianie obrazkiem...

Monika Pastuszko pisze...

Wyobrażam sobie, że w prowincjonalnym salonie poza kadrem, tuż za plecami fotografa, stoi telewizor, a na nim paprotka na koronkowej serwetce, zasadzona w fajansowej doniczce w kształcie łabędzia. Nie jestem pewna, ale liście paprotki mogą zasłaniać część ekranu...

patataj pisze...

Całkiem prawdopodobne, chociaż w tym akurat salonie widziałbym coś bardziej monumentalnego niż paprotkę, niech to będzie, nie wiem, wyrośnięty fikus, w ciężkiej donicy w kształcie jakiejś urny... Telewizor może stać na marmurkowym podeście, by nie powiedzieć - ołtarzu, a wszystko to może się znajdować w takim na przykład budynku: http://raider55.blox.pl/2008/11/w-Lubartowie-tez-pieknie-buduja.html#ListaKomentarzy

Swoją drogą bardzo polecam tego bloga - są tam świetne rzeczy :)

Monika Pastuszko pisze...

Masz rację, że to nie może być paprotka. Przy kanapie stoi zamiokulkas, więc właściciel jest na bieżąco z kwiatowymi modami. A paprotka jest de mode. (Ale fikus też!) Zresztą może to nie jest pokój telewizyjny, lecz na co dzień nieużywany pokój gościnny? A dom na pewno stoi w Lubartowie! ;)

Co do bloga o koszmarach architektury: ja też lubię się pastwić nad idiotyzmem projektów architektonicznych (raczej nad niewygodą niż nad wyglądem). Ale na dłuższą metę o wiele bardziej śmieszą mnie dokumenty oddolnej kreatywności (dziwneszyldy.pinger.pl, fotkapeel.pinger.pl - złe zdjęcia, reklamy domowej roboty), niż dowody na niedouczenie osób z uprawnieniami.

Głupi szyld jest śmieszniejszy, bo mniej społecznie szkodliwy. O, na przykład ten: http://i.pinger.pl/pgr183/f0c529450026cf2a47fc8238/10-03-08_0944.jpg.

patataj pisze...

Zamiokulkas? Chyba nie jestem na bieżąco z kwiatowymi modami :) Jedyne, z czym mi się kojarzy ta dźwięczna nazwa, to stare dowcipy o fafkulcach... A blogi o szyldach i zdjęciach - wspaniałe :) A propos jajecznego szyldu, to pod Halą Mirowską w jednej z bud kiedyś bardzo długo funkcjonował analogiczny "szyld" z napisem "Świeże jaja chłopskie"...