poniedziałek, 9 listopada 2009

Foto-analiza ruchu

"W klatce czasu" ("Time Warp") to program na Discovery HD, który równie dobrze mógłby nosić tę samą nazwę, co cały kanał. Jego atrakcyjność zasadza się bowiem na czymś, co leży gdzieś między słowami "odkrycie" i "wysoka jakość obrazu".

Prowadzący "W klatce czasu" używają szybkostrzelnej, naprawdę szybkostrzelnej kamery, żeby poddać analizie ruch. Rejestruje ona nawet 325 000 klatek na sekundę (kamera filmowa - 24 na sekundę). Dzięki niej Jeff Lieberman i Matt Kearney mogą w zwolnionym tempie pokazać telewidzom, co robi język psa pijącego wodę albo jak podczas walki po mięśniach rozchodzą się fale.

Fale? Ano właśnie. "W klatce czasu" jest fajnym serialem, bo wizualizuje to co istnieje, ale jest niewidzialne. Na oficjalnej stronie serialu nazwano to pokazaniem "cudów naszego świata w formie, jaką nasze oczy będą w stanie przyswoić". Technika fotograficzna zostaje użyta do tego, by pokazać niewidoczne prawdy - takie jak ta, że ciało ludzkie jest złożone głównie z wody i że czasem, o zgrozo, chlupocze.

Zaskakujące, jak bardzo nic się nie zmieniło w naszych sposobach dochodzenia prawdy o świecie. 132 lata temu (w Polsce trwały wtedy represje po powstaniu styczniowym) Muybridge zdołał zrobić zdjęcia migawkowe analizujące ruch konia w galopie. Eadward James Muybridge miał na swoim koncie wiele dokonań fotograficzno-naukowych, ale w historii fotografii zapisał się jako człowiek który dowiódł, że galopujący koń na krótko traci kontakt z podłożem i tym samym utarł nosa malarzom - okazało się, że ani jeden nie namalował konia w galopie poprawnie.



W 1877 roku te fototypie były prawdziwym discovery HD - odkryciem dokonanym za pomocą wysokiej rozdzielczości (czy raczej szybkostrzelnego aparatu). W czasach Muybridge'a zdjęcia, wykonywane jeszcze na szklanej płytce pokrytej substancją światłoczułą, wymagały długiego, minimum dziesięciosekundowego naświetlania. Osiągnięty przez niego czas, jedna tysięczna sekundy, robił wrażenie.

Dziś robi wrażenie 20 000 klatek na sekundę. Ale prawda jest taka, że - choć różnica ilościowa między 24 a 20 000 na sekundę jest oszałamiająca - nie przekłada się ona na zmianę jakościową. Wciąż to, co widzimy, to zamrożenie ruchu, jego plasterki. I efekty działania fotograficznego wynikającego z wiary, że - jeśli rozdzielczość będzie wystarczająco duża, a czas naświetlania wystarczająco krótki - foto-reprezentacja rzeczywistości będzie lepsza od samej rzeczywistości. Ale nie będzie - sam Jeff Lieberman mówi (tutaj), że ich kamera jest za wolna, by sfilmować rozprzestrzenianie się rysy po szklanej szybie.

Mimo tych zastrzeżeń problemy kryzysu reprezentacji wydają mi się jakieś odległe, a pytanie o to, co dzieje się między klatką 18 000 a 18 001 czepialskie. Bo naprawdę fajne są te odkrycia dokonywane dzięki HD. Zresztą co ja będę gadać - slow-motion film z chlupoczącą twarzą zobaczycie tutaj.

***
Upadate:

No dobra, nastąpiła pewna zmiana w mentalności przez to 130 lat. Muybridge fotografował swoich modeli nago:


co pozwoliło współcześnie stworzyć filmik "Muybridge Bottoms":



Natomiast Lieberman, choć też chce pokazać, co się dzieje z ciałem podczas ruchu, w odcinku z bokserami śmie poprosić właściciela chlupoczącej twarzy jedynie o lekkie obciągnięcie spodenek spod pępka na kości biodrowe. Jesteśmy bardziej purytańscy niż nasi przodkowie z drugiej połowy XIX wieku. Zaskakujące, prawda?

Brak komentarzy: