poniedziałek, 23 listopada 2009

Sfermentowany pop

Wczoraj zakończył się festiwal The Song Is You. Dla mnie to kopalnia wskazówek, co można wpisać w wyszukiwarkę, żeby trafić na lewoskrętną muzykę popularną. Chcecie spróbować sami? Justin Bond, Ghédalia Tazartes, Red, Ergo Phizmiz, Momus, Tonio Marinescu, Our Lady J, Arturas Bumšteinas.

TSIY to bardzo barwna zbieranina geniuszy: była tam i "jedna z bardziej tajemniczych postaci muzyki eksperymentalnej rozwijanej poza jakimikolwiek nurtami", i blues korzenny acz Waitsem podszyty, i trans-genderowy nowojorski boheme śpiewający kabaretowe songi głosem a'la Diamanda Galas, i pół-pirat, pół-Charlie odgrywający swój ekscentryczny teatrzyk przy wtórze podkładów z i-Poda.

Tak właściwie nie powinnam pisać o barwnej zbieraninie ani nawet o barwnej kakofonii geniuszy, tylko o bezbłędnej kuratorskiej kompozycji. Zeszłorocznej, pierwszej edycji TSIY nie odebrałam w taki sposób: niektórzy artyści wydawali mi się tam nie na miejscu, ich twórczość - nie na temat. W tym roku miałam wrażenie, że dobór jest bardzo spójny. Mimo całej różnorodności, ci wszyscy kompozytorzy, turntabliści, mistycy i kabaretowi wokaliści chyba się dobrze rozumieli, bo - co za głupie słowo - kolaborowali.

Kiedy swoje połamane bluesy grali Red i Tonio Marinescu, w drzwiach stał starszy pan w kapeluszu - Ghédalia Tazartes - i z podziwem kręcił głową. Kiedy sam wyszedł na scenę, powiedział: "będę miał trudne zadanie, bo ci dwaj przede mną byli naprawdę dobrzy". Ale, choć to co robił było naprawdę odmienne od tego, co robili "ci dwaj przed nim", do ostatniego numeru zaprosił Reda.

Z Ergo Phizmizem (zapowiadanym w programie) na scenę weszli Macio Moretti i Piotr Zabrodzki. Ponieważ Phizmiz to człowiek orkiestra, dla postawnego Morettiego i dla fortepianu Zabrodzkiego ledwo starczyło miejsca. Na koniec sobotniego wieczoru improwizowali nie tylko - jak to zapowiadała ulotka - Ergo Phizmiz z Justinem Bondem. Zagrali z nimi też Red, Tonio Marinescu i Our Lady J. Wierzcie, to naprawdę dziwne zestawienie.

Albo spróbujcie sobie ten twórczy ferment wyobrazić. To Justin Bond i Our Lady J:



a to Red i Tonio Marinescu:



Brak komentarzy: