Nie miałam ostatnio szczęścia do wystaw.
„Wszystkie stworzenia duże i małe” przerosły moją zdolność myślenia abstrakcyjnego i ostatecznie skupiłam się na jednym wideo z koteczkiem chłepczącym mleko (był naprawdę słodki).
"Szeroki krąg", czyli trójwymiarowe fotografie Wojtka Wieteski w Fotoplastikonie Warszawskim jakoś mnie nie porwały (choć sama stuletnia machina do oglądania stereoskopowych obrazów wymiata).
(Fot. Michał Sadowski. Stąd.)
„Hades?” (zdjęcia Tomasza Tomaszewskiego na chodniku przed Domem Polonii i w jego hallu) uznałam za przyprawianie Ślązakom gęby dobrych dzikusów.
Ale w niedzielę poszłam na "Polonię i inne opowieści" Allana Sekuli do Zachęty i to był szczęśliwy wybór.
Sekula to amerykański fotograf, ale też historyk, krytyk i teoretyk fotografii. Oprócz zdjęć, drukowanych lub wyświetlanych, na wystawie jest też jeden film i trochę odautorskich tekstów. Słowem, rzecz jest do ogarnięcia, skrojona na miarę człowieka. Fajnie.
Chociaż wystawa znajduje się w galerii sztuki, nie jest wystawą "fotografii artystycznej". Część zdjęć Sekuli to reporterskie fotografie - fotografie ubóstwa i dotkniętych nim, używając terminu Baumana, ludzi-odpadów: gdańskich stoczniowców, greckich marynarzy, chicagowskich strajkujących robotników.
Fotografia społeczna? Tak, ale Allan Sekula zdaje sobie sprawę z pułapki takiej fotografii – niby jest zaangażowana, ale jeśli przekłada się na coś w rzeczywistości społecznej, to głównie na dobre samopoczucie odbiorców. O tym jest druga z „Czterech lekcji fotografii dla drobnomieszczaństwa” ("Four Lessons on Photography for the Petit-Burgeoisie").
(Cóż. W lepszej jakości tę tablicę można zobaczyć w Zachęcie na żywo jeszcze przez cztery tygodnie. :P)
Sekula robi zdjęcia tego, co wymazane z widzialności, ukryte - gdy tak się spojrzy na jego zdjęcia, jest ciekawiej niż wówczas, gdy zobaczy się w nich tylko alterglobalistyczne obrazy. I tak, na przykład oprócz niewidzialnych ludzi-odpadów Sekula fotografował Ośrodek Kształcenia Kadr Wywiadu w Kiejkutach.
"To miejsce to czarna dziura informacji wizualnej - mówi Sekula w wywiadzie udzielonym Kindze Kenig dla "Gazety Wyborczej". - Nigdzie nie mogłem znaleźć zdjęć tajnych więzień CIA, więc robienie tych zdjęć było wyzwaniem. Nawet jeśli zdjęcie nic nie pokazuje i jest raczej sielankowe. Dobre miejsce na ryby. Ale myśl, że gdzieś tam jest pokój, który wygląda tak samo jak pokój w Bangkoku, tak by torturowany nie miał pojęcia, gdzie się znajduje...".
W jednej z prac Sekula próbuje nauczyć nas widzenia tego, jak fotografia znaczy (a nie co przedstawia): praca „Rozważania o tryptyku” ("Meditations on A Triptych") to nie tylko trzy fotografie - rodzinne, pamiątkowe, takie, jakie przywykliśmy oglądać jednym rzutem oka - w jednej ramie, ale też tekst, stół i krzesło, żeby siąść naprzeciwko tych trzech pozornie nieciekawych zdjęć i przeczytać dwadzieścia kilka stron o nich, patrząc na nie uważnie. To moja ulubiona rzecz na tej wystawie.
A skąd Polonia w tytule wystawy? Sekula ma polskie korzenie, cykl "Polonia" zrobił na potrzeby wystawy w Zachęcie. W tym cyklu demaskuje stereotypy, wskazuje na mit Polski, rekonstruuje Polskę wyobrażoną - Polonię - i stereotyp Polaka. Słowem, jeszcze raz na zdjęciach pokazuje to, co ukryte.
Zdjęcia Sekuli zupełnie, ale to zupełnie nie są artystyczne, za to mocno intelektualistyczne. Polecam wszystkim - co oczywiste - fotografującym i - co mniej oczywiste - miłośnikom kulturoznawczych rozkmin, bywalcom bibliotek i studentom wstępnych kursów antropologii obrazu.
Zdjęcia Sekuli zupełnie, ale to zupełnie nie są artystyczne, za to mocno intelektualistyczne. Polecam wszystkim - co oczywiste - fotografującym i - co mniej oczywiste - miłośnikom kulturoznawczych rozkmin, bywalcom bibliotek i studentom wstępnych kursów antropologii obrazu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz