czwartek, 11 lutego 2010

Sztuka czasem się przydaje...

... czyli "Birdcalls" Louise Lawler

Jest taki utwór - "Birdcalls" Louise Lawler (tutaj do ściągnięcia za darmo). Fajny, lubię dziwne gębowe odgłosy. Pochodzi z 1972 roku; w tamtych czasach - tak wynika z anegdoty opowiadanej przez Lawler* - na nowojorskich ulicach nie było jeszcze tak bezpiecznie jak teraz. Jedną z metod obrony, gdy wracało się samotnie w nocy, było udawanie wariatki. Tak przynajmniej robiła Lawler, jej koleżanki też. Stąd wzięło się "Birdcalls" - artystka nocami na nowojorskich ulicach trenowała wydawanie z siebie dziwnych odgłosów.

Po pierwsze, myślę, że w Nowym Jorku musiało naprawdę nie być faszystów. W Warszawie wariaci, kloszardzi i inni outsiderzy znajdują się raczej w sytuacji zagrożenia - zawsze mogą natknąć się na karka, który ma chęć pobawić się w zbawiciela i wyrzucić z autobusu źródło smrodu albo absurdalnej gadaniny. No, ale jestem jak najdalsza od narzekania na Warszawę - w odróżnieniu od Louise Lawler nie muszę dla bezpieczeństwa kwiczeć, gdy wracam w nocy do domu.

Po drugie, jest taki stereotyp: muzykę kochają wrażliwcy skłonni do duchowo-intelektualnych uniesień. A prawda jest taka, że muzyki - i gatunkowej, i awangardowej - ludzie w pierwszym rzędzie używają. Jako tła pochłaniającego hałasy, jako środka energetyzującego. Muzyka to coś utylitarnego, a nie uwznioślającego. Kiedyś czytałam o tym, że ludzie chętnie słuchają muzyki klasycznej przy pracy, bo kompletnie jej nie rozumieją. Dzięki temu funkcjonuje ona jako przyjemna ściana dźwięku. Z przykładu użycia "Birdcalls" przez jej autorkę wynika, że ludzie używaliby awangardowej muzyki - o ile tylko potrafiliby ją znaleźć - do odstraszania wrogów. Ja zamierzam "Birdcalls" użyć jako broni. Bójcie się, wrogowie.

Dla porządku dodam, że w wizgach Lawler da się rozpoznać znane nazwiska ze świata sztuki współczesnej. Acconci, Andre, Artschwager, Baldessari, Barry, Beuys, Buren, Chia, Clemente, Cucchi, Gilbert & George... Sami mężczyźni. Utwór ma więc feministyczne przesłanie. Tylko jakie? Że kobieta artystka może pretendować do roli wariatki, a facet artysta do roli celebryty? Sama nie wiem.

---
*Tę anegdotę cytuje Kenneth Goldsmith w audycji Avant-Garde All the Time, w której usłyszałam ten utwór i ktorą polecam.

Brak komentarzy: