
Właściwie zauważyłam to dopiero w Pracowni Otwartej Kontrola Jakości, gdzie właśnie (jeszcze do najbliższej niedzieli) wisi wystawa Jowity "Wszystko gra". Ponieważ Kontrola Jakości jest na końcu świata, czyli w Ostrowcu, to bardziej przydatny będzie link do flickra fotografki: http://www.flickr.com/photos/ijowita/. Ale na flickrze jakoś tego niedostatku głów nie zauważyłam. Potrzebny był white cube galerii w Ostrowcu, żeby spojrzeć z namysłem.

Zdjęcia Jowity wpisują się w nurt fotografii intymnej. Przypominają zdjęcia Nan Goldin albo choćby polskiego Kuby Dąbrowskiego (za kilka dni jego wystawa będzie do obejrzenia w Zachęcie, warto!).
Fotografia intymna ma to do siebie, że często bywa stylizowana na amatorskie zdjęcia. Jowita robi zdjęcia analogowym automatycznym aparatem – takim samym, jakich jeszcze niedawno używało się do fotografowania na chrzcinach, urodzinach i na innych imprezach, ku zgorszeniu profesjonalistów, nazywających takie aparaty głupkami albo małpkami (miało to chyba znaczyć, że nawet małpa umiałaby obsłużyć). Tymczasem przy takiej amatorskiej pamiątkowej fotografii forma nie ma znaczenia; ważny jest moment warty utrwalenia i to on decyduje o tym, że zdjęcia z głupka – nawet źle skomponowane, nieostre albo niedoświetlone – będą później oglądane. Ważne są bliskie osoby, które są na zdjęciach – dzięki fotografii zatrzymane w momencie, którego już nie ma – a nie świetna kompozycja. Oczywiście Jowita używa amatorstwa jako języka, świadomie. Ta konwencja pojawia się po to, żeby zasygnalizować bliskość fotografującego i fotografowanego.

Tylko że obcinanie ludziom głów do kanonu fotografii intymnej nie należy. I nie może należeć, bo do rozpoznawalnego przedstawienia osoby potrzebne jest przedstawienie jej twarzy. Złe kadrowanie pasuje do konwencji, ale przecież nie coś takiego...

Mam dwa albo trzy pomysły, jak to wyjaśnić. Albo tak, że brak głów daje humorystyczny efekt, a ten pozwala przekłuć bańkę sentymentalizmu fotografii intymnej. Albo bardziej filozoficznie: zdjęcia Jowity, nie respektując nienaruszalnych granic ciał, te ciała uprzedmiotawiają. Pokazują ich materialność. Bezgłowy człowiek jest na nich tylko jednym z wielu obiektów, które składają się na umeblowanie świata.
Pierwsza teoria współgra z drugą. Przecież, zdaniem Bergsona, śmiech jest sposobem na przezwyciężenie – a może poradzenie sobie – z materialnością, bezwładnością, sztywnością ciała.

A zresztą.... ważne, że bezgłowi ludzie to znak rozpoznawczy Jowity Paszko. Dalej wymyślajcie sami. W końcu sztukę ogląda się po to, żeby mieć zabawę przy interpretowaniu, prawda?
Więcej o Jowicie w tekście kuratorskim na stronie organizatora wystawy, Stowarzyszenia Kulturotwórczego Nie z tej Bajki. No i flickr: http://www.flickr.com/photos/ijowita/.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz