Jest koniec lat 90., a Baigelman, który od lat mieszka w Stanach, wspomina czasy, kiedy jeszcze nazywał się Aron i mieszkał w Ostrowcu:
Wychowałem się w Ostrowcu Kieleckim. Szmul i Perła to rodzice, miałem 2 siostry starsze i młodszego brata.
Mój ojciec był szewcem. Dokładnie to robił tylko wierzchy butów. Pracowały u niego dwie-trzy osoby. Pracowali w jednym pokoju, matka w tej samej izbie gotowała. Finansowo... żyliśmy dobrze. Matka prowadziła dom. Już dziadkowie byli urodzeni w Ostrowcu, byliśmy ostrowczanami.
Nie byliśmy ortodoksyjni. Byliśmy tradycyjni. Ojciec czasami chodził do synagogi. Nie codziennie, nie co tydzień, tylko czasem. Ja też czasem chodziłem. Tak, nie byliśmy szczególnie religijni.Byliśmy ostrowczanami, „We were Ostrovtzers”, mówi Harry Baigelman, kiedyś Aron, syn kamasznika Szmula. Mówi to w języku, którego nauczył się po wyjeździe z Polski, a ja zwracam uwagę na ten czas przeszły. Szkoda, że ten człowiek nie żyje w Ostrowcu. Ale lubię słowo „Ostrovtzers” - to musi być miks polskiego, jidisz i angielskiego. To słowo opowiada o ciekawym wycinku ostrowieckiej tożsamości.
To jest sprawa, która bardzo mnie interesuje i będę tu o niej pisała od czasu do czasu. Bo jest dla mnie niepojęte, że tak mało wiadomo o żydowskiej historii Ostrowca.
My, dzisiejsi ostrowczanie, lubimy historię miasta. Prawda, że lubimy? To polubmy też historię Ostrowca tworzonego przez Ostrovtzers, którzy żyli tutaj 70 lat temu, a 130 lat temu stanowili ponad 80% ostrowczan. (W 1865 roku Żydzi stanowili 80,9 % mieszkańców Ostrowca, a w 1890 było ich 85,2%. Por. książka Waldemara Broćka, Adama Penkalli i Reginy Renz „Żydzi ostrowieccy. Zarys dziejów”. Ostrowiec Świętokrzyski 1996, s. 38.)
Swoją drogą. Nie wiem jak Wy, ale ja nie miałam jeszcze niedawno pojęcia, że „finansowo żyliśmy dobrze” w ostrowieckiej żydowskiej rodzinie oznaczało to, że warsztat pracy dla trzech osób jest zarazem kuchnią dla sześcioosobowej rodziny. Wyobrażałam sobie, że Szmul Bojgelman – wymieniony w książce „Żydzi ostrowieccy” jako jeden z najważniejszych ostrowieckich kamaszników – żył jednak nieco bardziej dostatnio.
„Będę pisać” oznacza, że powstanie dwadzieścia albo trzydzieści tekstów. Tak myślę. Będę starała się pokazać Żydów (sobie? Wam?) wbrew stereotypom, a miejscem wydarzeń będzie Ostrowiec.
Po co mi to? Po pierwsze, chcę opowiedzieć o żydowskich ostrowczanach. O tym, jak Żydzi współkształtowali Ostrowiec i o tym, jak wiele nam po nich zostało w przestrzeni miejskiej. Po drugie, chcę o nich pamiętać. Bo jest groteską to, że na rynku jest pomnik „29 mieszkańców miasta zamordowanych przez hitlerowców 30 września 1942 roku”, a nie ma upamiętnienia 10 000 wywiezionych podczas „likwidacji getta”. Po trzecie, chcę zastąpić rzetelną wiedzą z książek albo wspomnieniami ludzi, którzy żyli kiedyś w Ostrowcu to, co wiem o ostrowieckich Żydach z miejskich legend, przesądów i stereotypów.
*
Cytat pochodzi z nagrania znajdującego się w Visual History Archive, wyszukiwarka: http://vhaonline.usc.edu, informacje o zbiorze: http://sfi.usc.edu.
Baigelman, Harry. Wywiad 7121. Visual History Archive. USC Shoah Foundation. Dostęp: 6 XII 2013 r. Tłumaczenie moje.
5 komentarzy:
Dziękuję Ci Moniko. To co robisz spełnia moje marzenia. Na początek opowieść szewca...pewnie mój tata go znał, bo przed wojną był szewcem i uczył się zawodu z żydowskimi chłopakami. Znam to piękne określenie - kamasznik. Tylko myślę, że Aron był ostrowiakiem w stu procentach, nie znał określenia ostrowczanin. Ta poprawność językowa jest tu myląca. Dziękuję raz jeszcze Moniko.
O tym, że podobno przedwojenni ostrowieccy Żydzi mawiali do ostrowieckich Polaków: "Wasze ulice, nasze kamienice" słyszałam w domu od dziecka. A to, że jak piszesz, kamasznik wraz z rodziną był miał się finansowo dobrze, to chyba nie musiało oznaczać "rozrzutności". Z tych mnie znanych przekazów, Żydzi potrafili gromadzić, ale już niekoniecznie je trwonić - jeśli rozumiesz, co mam na myśli. I tu nasuwa mi się chyba jednak stereotyp: raczej nie należeli do wybitnie dbających o higienę, zatem obrazek warsztatu kamaszniczego w jednej izbie z kuchnią, zgrabnie się w tym stereotypie mieści. Ale masz absolutną rację - byli radnymi miejskimi, aptekarzami etc. Budowali nasze miasto i nie mamy prawa pomijać Ich w naszej historii
Zbigniew, chyba masz rację z "ostrowiakiem". Sama przywykłam do "ostrowczanina" dopiero niedawno. Wcześniej zawsze mnie śmieszyła ta przydługa, dziwna forma. Przekonało mnie dopiero to, że znalazłam gdzieś wypowiedź Bralczyka czy Markowskiego, który uznaje obie formy za poprawne.
Słowem: potrzebuję jeszcze potwierdzenia, że 30 lat temu nikt nie mówił "ostrowczanin" i jestem gotowa wrócić do "ostrowiak", nawet w tym tekście. ;)
Marzena - nie wiem, czy gromadzili. Wobec takich przekonań jestem bardzo nieufna. Większość Żydów - i to piszą autorzy książki "Żydzi ostrowieccy", która pozostaje podstawową lekturą na ten temat - była po prostu bardzo biedna. "w latach koniunktury gospodarczej mniej więcej trzecia część Żydów ostrowieckich to ludzie spauperyzowani, blisko połowa to niezamożni, a tylko kilkanaście procent kwalifikowało się do zamożnych i bogatych. Natomiast w okresie wielkiego kryzysu lat trzydziestych widoczny jest znaczny przyrost ludności najuboższej" (s. 62). Jeśli do tej informacji dołoży się wiedzę o tym, że
- sklepiki lub warsztaty połączone z mieszkaniem należały do najuboższych "interesów" i zazwyczaj z trudem zarabiały na utrzymanie właściciela i jego rodziny (s. 59),
- "do najuboższych należeli właściciele warsztatów branży drzewnej i skórzanej (stolarze, szklarze, szewcy)" (s. 60),
to po prostu nie wypada zakładać, że Bojgelman miał ubogi zakład, bo bogactwo zarobione na szewstwie gromadził.
Co do higieny, to granica pewnie przebiegała biedni/bogaci - biedni (zwykle bardziej ortodoksyjni czy tradycyjni) mogli stać gorzej z higieną i zarazem być bardziej odmienni obyczajowo. Ale to temat na osobny wywód :) Mam nadzieję, że zdołałam Cię przekonać.
Dobrze że powstają teksty o Żydach jak cierpieli. Coraz częściej słyszę jak to pomijani są Polacy. Nawet w tym tygodniu miałem niemiłą rozmowę jak kolega atakował Żydów za to, że stale się mówi o tym jak to poginęli a o Polakach nic. Twierdził że Polacy bardziej cierpieli. Smutne, że tak ludzie potrafią myśleć i być zaślepieni polskością.
Sebastian S - a czy trzeba się licytować na cierpienie? Dlaczego nie mówić i o tych, i o tych. Bez umniejszania cierpienia jednych czy drugich.
Monika, dziękuję za te teksty, bo potrzebuję przywrócenia tej części pamięci. Czekam na następne.
Prześlij komentarz