piątek, 10 października 2014

Likwidacja getta ostrowieckiego - to było 72 lata temu

11-12 października 1942 roku zginęła społeczność Żydów ostrowieckich. Jedenaście tysięcy osób wysłano na śmierć do Treblinki, tysiąc albo dwa tysiące zginęło na miejscu. Część ocalała chowając się, część została, by pracować. Sztetl Ostrowiec przestał istnieć.

Tak opisuje te wydarzenia księga pamięci Żydów ostrowieckich.
W niedzielę przed zmrokiem (...) miasto zostało otoczone przez SS-manów, Schutzpolizei, żandarmerię, policję litewską i polską. Żydowscy policjanci chodzili od drzwi do drzwi, rozkazując ludziom, żeby opuścili domy. Ci, którzy mieli pracę, mieli pójść na Plac Floriana, blisko Urzędu Miasta. Tym, którzy nie pracowali, kazano zgromadzić się na Rynku.

Nagle ze wszystkich stron rozległy się strzały. Starcy i dzieci zostali zastrzeleni na miejscu, dzieci ginęły na oczach rodziców, a rodzice na oczach dzieci. Chorzy w szpitalu zostali zastrzeleni w swoich łóżkach. (…) Ci bez pracy musieli stać na Rynku, być świadkami tego, jak ich ukochani bliscy są bestialsko mordowani.

Później zostali zabrani na dziedziniec polskiej szkoły podstawowej na Sienkiewicza. Tam przebywali aż do wtorku bez kropli wody ani łyżki zupy. We wtorek, w grupach 100-, 120-osobowych zostali przetransportowani do zamkniętych wagonów do Treblinki. Eskorta, goniąc nieszczęsnych Żydów do pociągów, zastrzeliła, zamordowała wielu z nich. Gdy zostali załadowani do pociągu, ich rzeczy zostały im zabrane; w końcu ściągnięto im ze stóp nawet buty.*
Nastroje przed likwidacją

A jak likwidacja i dni ją poprzedzające wyglądały z perspektywy mieszkańca getta? Opowiada Berel Blum, syn powroźnika (czyli producenta sznurów i lin):
Wspominałem o panu Krongoldzie. Otóż Krongold miał kontrakt od Wehrmachtu. I, jak powiedziałem, on zakontraktował mojego ojca, a my podjęliśmy zlecenie. Gdy to się stało, to cała rodzina pracowała robiąc sznury. Mój ojciec, moi bracia. Wynajęliśmy też dziewczyny do pracy. Potrzeba było wielu rąk do pracy, bo produkowaliśmy liny robione ręcznie, a nie fabrycznie. Mieliśmy pozwolenie na opuszczanie getta - ci, którzy pracowali tam, gdzie robiliśmy liny. Więc ci, którzy pracowali, mogli wychodzić z getta do pracy i potem do getta wracać. Żydowscy policjanci stali przy bramach i wpuszczali, i wypuszczali. Taka sytuacja trwała przez jakiś czas. I może przez to, że wtedy życie w getcie nie wydawało nam się takie złe, to wyobrażaliśmy sobie... wydawało nam się, że może damy radę, że przeżyjemy. Nie sądziliśmy, że Niemcy coś nam jeszcze mogliby zrobić. Wehrmacht dobrze nam płacił. Dostawaliśmy tysiące marek, niemieckich marek. To trwało przez jakiś czas. Aż do decyzji, żeby zlikwidować Ostrowiec. Żeby zlikwidować Żydów ostrowieckich. Nie wierzyliśmy, że coś takiego jak to, co się stało, może się zdarzyć. Niemcy mieli takie plany, ale my o nich nie wiedzieliśmy.  
Opowiem kilka dni przed likwidacją. To był piątek. Sprawy nie miały się dobrze. (Zaczyna płakać.) Wieści naprawdę były złe. Baliśmy się. Nie było dokąd uciec, bo byliśmy otoczeni. 
Likwidacja zaczęła się w sobotę. W sobotę zobaczyliśmy, żę przyjeżdżają ciężarówki z policją, wojskiem, Litwakami, Ukraińcami. To naprawdę nie zapowiadało się dobrze.**

Rodzina Berela Bluma. W dzień likwidacji ojciec i matka ukryli się. Trzech braci zakwalifikowano do pracy w Starachowicach. Najmłodszy brat i siostra zostali wywiezieni do Treblinki lub zabici na miejscu. © USC Shoah Foundation
Berel idzie na Plac Floriana przez Rynek

Opowiada Berel Blum:
W niedzielę zapukano do naszych drzwi i powiedziano nam, że każdy może zabrać ze sobą dziesięć kilo dobytku i że wszyscy mają się zgromadzić na Rynku. 
To żydowscy policjanci pukali do drzwi i mówili, żeby się pakować. Pukali do każdego żydowskiego domu. Tak to się zaczęło. 
Jak się czuliśmy? Nie wiedzieliśmy, co robić. Nawet nie pożegnaliśmy się ze sobą.
Pamiętam, że ojciec miał pieniądze, dał każdemu dziecku kilka dolarów. Ojciec z matką postanowili się schować w piwnicy. Chwilę wcześniej weszli do kryjówki, mieli takie miejsce w piwnicy. Mówili, że młodzi powinni iść pod urząd miasta - dostaną pracę i przeżyją.  
Z trzema braćmi dotarliśmy do urzędu miasta. (Płacze.) Ale młodszy brat i siostra uwięźli na Rynku. Jak tam trafiłeś, to już nie mogłeś się wydostać. Tysiąc Litwinów zrobiło pierścień, otoczyło Rynek. A  my staliśmy przed urzędem i czekaliśmy, co się wydarzy. 
A mieliśmy wtedy w mieście dużą fabrykę, hutę. W hucie pracowało wtedy piętnaście tysięcy ludzi (!), w tym ośmiuset Żydów. No i przyszedł jakiś człowiek i zaczął wywoływać po nazwiskach. Coś jakby brygadzista. Wywołał tych ośmiuset. A my staliśmy od rana na ulicy bez jedzenia i picia. Dopiero koło czwartej po południu...
Obok mnie stali [bracia] Szlomo, Josek (?) i Habiasz (?). Ale zauważyliśmy, że Szlomo zniknął. Zaczęliśmy się zastanawiać: czy on by nam nie powiedział, gdyby znalazł drogę ucieczki? Nie powiedziałby braciom? Ale nie mogliśmy go znaleźć. Później powiem, jak się z powrotem spotkaliśmy. 
Dopiero koło czwartej po południu Niemcy przyjechali ze Starachowic. Starachowice to miejscowość jakieś trzydzieści kilometrów od Ostrowca. Wciąż dźwięczy mi w uszach, jak mówią do człowieka zarządzającego likwidacją, że będą potrzebować stu dziesięciu ludzi. A tam stało kilka tysięcy. I ten człowiek zaczął wybierać ludzi. Dwóch braci moich przyjęli, ale kiedy ja się zbliżyłem, to mnie odepchnęli. (Zaczyna płakać.) Ale coś nie dawało mi spokoju, słyszałem głos w swojej głowie: nie poddawaj się! Więc przeszedłem na drugą stronę chodnika i wepchnąłem się tyłem do grupy wybranych, było ich już około pięćdziesięciu, wsunąłem się w środek, między moich braci, i Niemcy mnie nie zauważyli. Zamiast 110 mieli zatem 111 ludzi.  
Pomaszerowaliśmy do huty i czekaliśmy na pociągi do Starachowic. Była piąta po południu. Dowiedzieliśmy się, że Niemcy tego dnia na Rynku zastrzelili ośmiuset ludzi.**
Dziś na Placu Floriana jest parking, na Rynku zaś są dwa upamiętnienia: pomnik trzydziestu Polaków, powieszonych kilkanaście dni przed likwidacją getta, i tablica na pamiątkę mszy, która odbyła się, gdy w Polsce był Jan Paweł II.

Grób zbiorowy na Kirkucie

Ci, którzy zostali na Rynku, mieli przed sobą dwie drogi: śmierć na miejscu albo wywózkę do Treblinki i śmierć. Blum mówi, że na Rynku zabito ośmiuset ludzi, ale źródła historyczne mówią o tysiącu lub dwóch tysiącach. I raczej o zabijaniu na Kirkucie, gdzie znajduje się grób zbiorowy, niż na Rynku.

Tak o likwidacji opowiada mieszkanka Kolonii Robotniczej, której babcia mieszkała w czasie wojny przy rynku, przy ul. Starokunowskiej: 
Babcia opowiadała: „Wszystkim Polakom, którzy tu mieszkali było zapowiedziane i napisane, że nie wolno przez ten czas wychodzić. Musieliśmy siedzieć w chałupie. Na kirkucie się to działo. Przyprowadzali, strzelali, dół był z wapnem. Tych trupów układali w stosy, a potem czymś ich polali i myśmy patrzyli, a to tak się, jakby szło, jakby szło. Mówiliśmy - Jak to jest?! Babcia z dziadkiem i mama tak mi mówili, że to tak po prostu schodziło. To był taki ogromny stos, to było nie do opisania. Jęki, krzyki, tam nie wszyscy byli martwi. Nam skóra cierpła. Baliśmy się w ogóle wyjść. Kogo zobaczyli, to strzelali bez ostrzeżenia. A ta kupa tak się zmniejszała, zmniejszała. Nie wiem, czym to polali. Baliśmy się nawet potem pójść i zobaczyć. Ale po dwóch dniach czy trzech, jak nam nie wolno było chodzić, to to znikło. Tak kupa ciał. Ale to było, dziecko, straszne!” ***
Po wojnie część żydowskich grobów została ekshumowana, ale nigdy nie słyszałam o pracach wokół tego największego, kryjącego tysiąc lub dwa tysiące zabitych. Dziś nie jest on w żaden sposób oznaczony. W tym miejscu jest park.

Kikut. Gdzieś tu jest grób zbiorowy. Być może rowerzysta właśnie po nim przejeżdża.

Dziedziniec podstawówki przy Sienkiewicza – ostrowiecki Umschlagplatz

Według księgi pamięci Żydzi zostali zapędzeni na dziedziniec szkoły podstawowej nr 4 przy Sienkiewicza i przetrzymywani "bez kropli wody ani łyżki zupy" do momentu wywózki, we wtorek. Według wspomnień Bera Pancera ("Żydzi ostrowieccy. Zarys dziejów") spędzili tam tylko jedną deszczową noc.

Nic dziwnego, że jedni mówią to, a drudzy tamto. Chyba nikt z tej grupy nie przeżył wywózki, więc kto miałby opowiedzieć, jak to naprawdę było? Nie przeprowadzono też jakichś szeroko zakrojonych badań nad tym tematem. Tak jakby nic wielkiego się nie stało. Dziś za szkołą znajduje się nowoczesne boisko.

Aleją przez most na Kamiennej do torów. Do Treblinki

Kto zna Ostrowiec, ten wie, że podstawówka czwórka jest dość oddalona od torów. Którędy Żydzi byli prowadzeni? Ze wspomnień Stanisława Kosickiego wynika, że Aleją 3 Maja.

Kosicki szczegółowo opisuje przemarsz kolumn; widać, że był naocznym świadkiem. Żydzi byli gonieni w szyku trójkowym, ale wielu było zbyt zmęczonych i wygłodzonych, by iść równo. Szli śpiewając pieśni, chyba religijne. Ci, którzy się zatrzymywali, byli zabijani. Za kolumną na Alei 3 Maja zostawały trupy, walizy i tobołki.

Jedni Polacy uciekali z tego miejsca, prześlizgując się pod budynkami, inni wybiegali na jezdnię i zbierali ten porzucony dobytek. Sam autor wspomnień razem z innymi wyszedł z biura i dołączył do gapiów.****

Przemarsz trwał przez cały dzień, od rana do zmroku. Żydów pakowano do podstawionych wagonów. Tego dnia faszyści wywieźli ich do Treblinki.

Wiele niewiadomych

Może zwróciliście uwagę na niespójności między tekstami. Dla Bluma likwidacja zaczęła się w niedzielę koło południa, ale właściwie to już w sobotę, zaś według księgi pamięci – w niedzielę. Niedziela jako dzień początku wydaje się zresztą jedynym pewnym punktem, powtarza się w wielu wspomnieniach. Niestety, same daty są różne. Ja podałam 11-12 października, bo ta wersja jest najpopularniejsza, a do tego 11 października 1942 r. to była niedziela. Tę datę podaje też książka "Żydzi ostrowieccy. Zarys dziejów". Ale księga pamięci Żydów ostrowieckich mówi, że likwidacja zaczęła się "pierwszego dnia miesiąca cheszwan 5703 (10 października 1942)". 

Jeszcze więcej nieścisłości jest w szczegółach. Czas, który spędzili wywożeni do Treblinki na dziedzińcu podstawówki, waha się od jednej nocy do półtorej doby. Różnie opisywany jest sposób, w jaki dotarli Żydzi do Starachowic. Także liczba pracowników huty, którą podaje Blum, raczej nie jest prawdopodobna.

Ani księga pamięci Żydów ostrowieckich, ani wspomnienia nie są w pełni wiarygodne, jeśli chodzi o daty, liczby i szczegóły faktów. Każde z nich było spisywane albo nagrywane po latach, a czas zniekształca pamięć. Sytuacji nie ratują historycy, autorzy książki "Żydzi ostrowieccy. Zarys dziejów". Oni też posiłkowali się bowiem wspomnieniami. I tak zostajemy z kilkoma wersjami wydarzeń.

To bardzo smutne. Likwidacja getta to największy mord w dziejach Ostrowca. Tego dnia zabito tu tysiąc albo dwa tysiące ludzi. W ciągu jednego dnia. A my nawet nie znamy pewnej daty ani miejsca pochówku. Większość z nas nie ma też świadomości, jak dramatyczne rzeczy działy się tego dnia na Rynku, Kirkucie, na Placu Floriana, na dziedzińcu podstawówki przy Sienkiewicza, na Alei. Tak, jakby nikogo to nie obchodziło. Jakbyśmy mieli ważniejsze rzeczy do pamiętania.

*

*  "Ostrowiec. A monument on the ruins of an annihilated Jewish community" (zwana też księgą pamięci Żydów ostrowieckich). Tel Awiw 1971. S. 64.
** Blum, Berel Wywiad 466. Visual History Archive. USC Shoah Foundation. http://sfi.usc.edu. Dostęp: 30 IX 2014 r. Tłumaczenie moje.
*** Kolonia Robotnicza - historia mówiona, Stowarzyszenie Kulturotwórcze Nie z Tej Bajki: http://koloniarobotnicza.wix.com/historiamowiona#!1939-1945/c1ky7.
**** Fragmenty książki Stanisława Kosickiego Wojna, wojna, wojenka można znaleźć na blogu zydowskiostrowiec.blogspot.com. O marszu do wagonów mówi czwarty akapit fragmentu.

6 komentarzy:

Unknown pisze...

Niezwykle emocjonalna opowieść o czasach zagłady. Liczę na dalsze dążenie do uściślenia faktów. I koniecznie trzeba podjąć działania dla upamiętnienia tych tragicznych wydarzeń. Dziękuję

Unknown pisze...

Niezwykle emocjonalna opowieść o czasach zagłady. Liczę na dalsze dążenie do uściślenia faktów. I koniecznie trzeba podjąć działania dla upamiętnienia tych tragicznych wydarzeń. Dziękuję

Monika Pastuszko pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Monika Pastuszko pisze...

Też bym tego chciała. Ale coraz bardziej dochodzę do wniosku, że to nie moja rola. Ani nie jestem historyczką, ani nie mieszkam na stałe w Ostrowcu. Mogę za to jako antropolożka kultury zastanawiać się nad powodami tej niepamięci. Polecam tegoroczne wnioski, które właśnie opublikowałam: http://blogwbudowie.blogspot.com/2016/10/pierwszy-dzien-po-likwidacji-getta.html

Zbigniew Chuchała pisze...

Masz rację. Najlepiej byłoby oczywiście, aby to byli historycy z Ostrowca. Raczej trudno na to liczyć. Czasu na badania w zasadzie już nie ma. Umierają ostatni świadkowie holocaustu, tak samo jak świadkowie wspólnego życia Polaków i Żydów w przedwojennym Ostrowcu. Tym większe to wyzwanie. Myślę, że praca jaką wykonuje Stowarzyszenie Nie Z Tej Bajki, jak i sam Wojtek Mazan stanowi dobry przykład jak można to robić. Temat nadal jest drażliwy i wzbudza ciągle dużo negatywnych emocji.

Zbigniew Chuchała pisze...

A co do upamietnienia, to przecież rok temu odsłonięto obelisk, potem wmurowano tablicę poświęconą Szumanowi na ścianie ZDK, teraz Wojtek Mazan wydał książkę-album na temat Szmula Muszkiesa. Ten sam autor prowadzi blog Żydowski Ostrowiec z podtytułem Powolna rekonstrukcja historii społeczności żydowskiej Ostrowca Świętokrzyskiego. Myślę Wojtku (to do Wojtka Wójcika), że wystarczy pomóc Wojtkowi Mazanowi.