Kosieradzki to mój ulubiony fotograf Nowej Huty. A że teraz siedzę nad nowohuckimi fotami, to mi się przypomniał.
Kosieradzki to człowiek, który w latach 60. i 70 robił zdjęcia błota (= syfu) w "pierwszym socjalistycznym mieście w Polsce". Czyli na Hucie.
Kosieradzki to człowiek, który w latach 60. i 70 robił zdjęcia błota (= syfu) w "pierwszym socjalistycznym mieście w Polsce". Czyli na Hucie.
W latach siedemdziesiątych Polacy żywili przekonanie, że żyją dostatnio, że osiągnęli nowy status materialny. Że wreszcie żyją w kraju cywilizowanym, uprzemysłowionym, zamożnym. To przekonanie było wzmacniane przez zdjęcia symboli skoku cywilizacyjnego: maszyn, samochodów, kombajnów, bibliotek, deptaków i robotników czytających gazety:
Polska w pewnym sensie faktycznie wtedy się ucywilizowała. W innym zaś sensie peerelowski skok cywilizacyjny miał wiele niedoróbek. To właśnie pokazywał Kosieradzki:
Rzecz jasna, to nie jest tak, że Henryk Hermanowicz (autor pierwszej fotografii) był podłym łgarzem, a Kosieradzki pokazywał to, jak naprawdę rzeczy się miały. Kosieradzkiego zdjęcia podomowej codzienności nie powstałyby bez konwencjonalnych sielankowych fotografii, na których świeci słońce, a piękna kobieta i niepiękny, ale za to dobrze ubrany mężczyzna wracają z zakupów z lodówką. Kosieradzki fotografuje w opozycji do nich, polemizuje, dekonstruuje.
Z Kosieradzkim jest trochę tak jak z Markiem Hłaską. Hłasko w 1957 roku zyskał sławę swoim Ósmym dniem tygodnia, bo napisał tam o niewesołej codzienności. I zrobił to w czasach, kiedy panował wzniosło-radosny socreal. Dziś mówi się, że Hłasko pisał w sposób przerysowany, a jego dialogi były tak samo sztuczne jak te z powieści produkcyjnych. Ale ponieważ to była inna konwencja niż dokuczliwa konwencja pogadanki agitacyjnej z powieści socrealistycznej, to odczuwało się ją jako bezpośrednie odwzorowanie rzeczywistości. Jako mówienie o tym, jak rzeczy się mają naprawdę.
Kosieradzkiego uważam za fotografa dekonstrukcjonistę. Ale na szczęście nie znaczy to, że był narzekaczem. Doskonale pokazywał urodę tamtej dziwnej codzienności.
Kosieradzkiego uważam za fotografa dekonstrukcjonistę. Ale na szczęście nie znaczy to, że był narzekaczem. Doskonale pokazywał urodę tamtej dziwnej codzienności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz