środa, 4 lutego 2009

"A tutaj wszystko jest prawdziwe", czyli real foto 2

Kiedyś
, kiedy jeszcze liczyłam na to, że na "Blogu w budowie" będę się chwalić fatałaszkami, pisałam o "Real foto" Mikołaja Długosza, czyli albumie z fotografiami rzeczy sprzedawanych na Allegro. W wywiadzie dla "Notesu na 6 tygodni" tak Długosz rozmawiał z Bogną Świątkowską:

BŚ: Materializm, który widać na tych zdjęciach, jest taki raczej biedny.
MD: Taki real mamy. Poza tym jeśli on jest bogaty, to mnie nie interesuje. Nie interesuje mnie dobry gust, nie interesują mnie mieszkania urządzone za nie wiadomo jakie pieniądze. To jest w ogóle nieciekawe, to jest niefajne, to jest sterowane. A tutaj wszystko jest prawdziwe i to jest też propozycja na nową fotografię w ogóle. Bo współczesna fotografia to jest skończona rzecz już absolutnie, choćby nie wiem ilu fajnych ludzi się nią zajmowało, to wymyślają tylko bardzo malutkie kroczki do przodu. Już nie będzie żadnego Cartier Bressona, nie będzie żadnego Newtona w tym, co się teraz dzieje. Ten etap jest zamknięty i trzeba coś nowego wymyślić, jeśli chce się robić poważną rzecz, a nie taką zdobniczą, do magazynów, do reklam, usługową.

Może coś w tym jest. Bo podobny pomysł na poszerzenie granic konwencjonalnej fotografii reklamowej ma Dov Charney, założyciel, absolutny dyrektor i fotograf marki American Apparel. Zobaczcie, że podobne. Oto jedno z polskich zdjęć z albumu "Real foto":


a oto zdjęcie reklamowe American Apparel:


W obu zdjęciach jest coś w rodzaju estetyki real foto. Pokazanie przypadkowego (lub, u Charneya, niby-przypadkowego) drugiego planu jest sygnałem, że zdjęcie będzie oddawać prawdę. Że modelka nie będzie wyretuszowana, więc na zdjęciu będzie można znaleźć coś ciekawego. Na przykład krostkę na stopie, zaczerwienione pięty czy rumieńce:




Długosz przeciwstawił real foto fotografii reklamowej, usługowej. Tymczasem Dov Charney przechwycił estetykę real foto na użytek reklamy marki American Apparel.

Targetem American Apparel są - jak pisze Polly Vernon w "Guardianie" - nowojorscy hipsterzy. They are young, good-looking graduates who work in a non-specific creative field. (...) They're bloggers and clubbers and denizens of art parties, a kind of new-new bohemian. Czy dobrze przeczuwam, że oprócz tego lubią ciuchy retro i piszą rozprawy naukowe o kryzysie reprezentacji albo o pornografii? (Tak, w visual studies pornografia to normalny przedmiot badań.) I że w takim razie kostium kąpielowy w prążki z suwakiem, sfotografowany w stylu real foto, jest produktem zaadresowanym bardzo precyzyjnie?

Hm. Przynajmniej do mnie ten ciuch jakoś trafia.

Najsłynniejszym ze zdjęć American Apparel jest to z Sashą Grey w skarpetach. Żeby zachować otoczkę pornograficzności wokół nagiej porno star, nie zamieszczę obrazka, tylko ukradkiem podam link (o, tu!).

No. Uważam tę kompozycję za kawał dobrej roboty. Forma tryptyku sprawia, że przestaje ono być aktem fotograficznym, wydumanym statycznym studium piękna kobiecego ciała, a zbliża się do filmowej rejestracji ruchu. Kadrowanie też ciekawe - jakieś to takie przytulne, że postać nie mieści się w kadrze. Choć Sasha Grey to porno star, temu zdjęciu – uważam – daleko do pornograficzności. Nie ma zbliżeń genitaliów, no i nie ma śladu real foto. A porno miewa koneksje z real foto. Wykorzystuje je żeby pokazać, że „tutaj wszystko jest prawdziwe”.

* * *

Ciekawostka: American Apparel, prócz zatrudniania aktorek z filmów dla dorosłych i stosowania estetyki real foto, bierze żywy udział w akcji na rzecz legalizacji imigrantów, chwali się tym, że ma fabryki w Los Angeles, a nie w Chinach, oraz walczy o równouprawnienie legginsów jako samodzielnego ciucha na dół ciała.

5 komentarzy:

konrad_rottweiler pisze...

[Dwa słowa napisane podczas oczekiwania na wezwanie na dywanik...]

Niedawno na Onecie pojawiła się zajawka o aktorkach porno w „normalnych” hollywoodzkich produkcjach:

„...słynny reżyser Steven Soderbergh obsadził aktorkę pornograficzną w głównej roli w swoim najnowszym filmie. Podobnie ma zamiar uczynić Quentin Tarantino, który chce zaangażować gwiazdę porno, Terę Patrick do swojego kolejnego projektu filmowego. Oba te przypadki nie są pierwszymi wypadkami, gdy aktorka filmów XXX trafia do "normalnego" kina...”

„Sasha Grey, dotychczas gwiazda filmów dla dorosłych, wystąpi w obrazie "The Girlfriend Experience". Niskobudżetowy dramat przedstawia historię ekskluzywnej call girl. Tytuł obrazu nawiązuje do zjawiska, w którym bogaci klienci płacą prostytutkom nie tylko za usługi erotyczne, ale również za odgrywanie roli idealnej dziewczyny. Intymność rodząca się w takim "związku" jest dużo większa niż w przypadku "zwyczajnej" nocy płatnej rozkoszy.”

Wzbudziło to falę entuzjazmu wśród komentujących: „Na to czekałem. Teraz jest szansa, że sceny łóżkowe w filmach będą grane realnie, a nie tak jak do tej pory udawane!”

Poza tym wczoraj - zupełnie przypadkowo - na wystawie jednej z księgarń rzucił mi się w oczy album z bardzo ciekawie skadrowanym zdjęciem na okładce o wdzięcznie brzmiącym tytule: „The Big Book of Breasts” (In a world where silicone is now the norm, these spectacular real women stand as testament that nature knows best). Dodam, że udało mi się również wygooglować „The Big Penis Book” – pozycję tego samego wydawnictwa, ale wolę nie sprawdzać co jest na okładce - z wykorzystaniem służbowego komputera:)

Wierzycielka pisze...

Strasznie fajny tekst. Dopuściłam się na nim małej dekonstrukcyjki, ale chyba po Twojej myśli: rozbawiło mnie wykadrowanie tego fragmentu: "[Długosza:]Ten etap jest zamknięty i trzeba coś nowego wymyślić, jeśli chce się robić poważną rzecz, a nie taką zdobniczą, do magazynów, do reklam, usługową.

[Twoje:]Może coś w tym jest. Bo podobny pomysł na poszerzenie granic konwencjonalnej fotografii reklamowej ma Dov Charney."

Nim Długosz odetchnął z ulgą i dumą, że wydeptał nową ścieżkę dla fotografii-poważnej sztuki, nieusługowej i niereklamowej, a już podreptali tą ścieżką spece od reklamy. Moim zdaniem pomyłka polega na tym, że to nie w w konkretnej metodzie i przejawach jej użycia tkwi prawdziwość albo nieprawdziwość, ale w intencjach tego, kto się tą metodą posługuje.
Szczerze wątpię, czy jest jakaś metoda, której ktoś, kto miałby taką intencję, nie mógłby zawłaszczyć dla celów marketingowych. Czyli, jak Długosz obraził się na "ładne" fotografie, że stały się czysto zdobnicze, tak będzie mógł się śmiało obrazić na real foto zaadaptowane na potrzeby reklamy. To raz.

Inna ciekawa rzecz, że na zdjęciach reklamowych w estetyce real świadomie akcetowane są elementy, które na zdjęciach powiedzmy z Allegro pojawiają się przez przypadek (domofon, framuga, meblościanka). Nie wiem, jak Ty, ale ja mam zawsze wrażenie, że te zdjęcia z Allegro gdyby mogły być, byłyby "ładne". Tak się tylko zwykle nieszczęśliwie składa, że nie ma w domu kawałka czystej ściany na tło, więc za plecami modelki w pięknych pończochach widać święty obrazek i trofea brata z zawodów pływackich. Ale ona by się pewnie chętnie w tych pończochach widziała w gustownie urządzonym wnętrzu i dobrym oświetleniu, jak w telewizji. Dlatego wydaje mi się, że pan Długosz mitologizuje to, co biedne i bezgustne. Sama zauważam u siebie podobną tendencję. Ale przydawanie temu znamienia prawdziwości wydaje mi się ryzykowne, zwłaszcza, że on czyni to na podstawie samych wizerunków, a, jak pokazujesz na przykładzie kampanii American Apparel, wizerunki w estetyce real foto - wbrew temu, co Długosz sądzi - też mogą być sterowane.

Nawiązując do wpisu o słownych maszynach (btw: dzięki za przewrotne wyjaśnienie dot.symulakrów): nie przekonuje mnie to Długoszowe rozgraniczenie na rzeczywistość prawdziwą i symulakry, chociaż w ogóle takie cuś wydaje mi się możliwe.

Monika Pastuszko pisze...

Wierzycielko: zauważyłam tę niekonsekwencję, ale sądziłam, że nikt się nie zorientuje. Szacun za uważną lekturę. :)

W pełni się zgadzam, że między real foto Długosza a real foto Charneya jest taka różnica, jak między oddolnym grafitti a sprayowanymi na murach szablonami reklamującymi napój MD. Dlatego przebąknęłam o przechwyceniu real foto dla celów reklamowych. I, podobnie jak Ty, uważam projekt Długosza za utopijny.

Ale wciąż uważam, że w projekcie Długosza coś jest. Tylko że to coś to nie jest szansa na uczynienie fotografii prawdziwą, ale udokumentowanie świadomości społecznej tego, że fotografia odbierana jako przezroczysta jest w rzeczywistości piekielnie konwencjonalna. Uważam, że tę świadomość można przypisać nie tylko Długoszowi-artyście, ale też targetowi American Apparel.

A swoją drogą coraz ciekawsze wydaje mi się utożsamianie porno z realizmem, o ktorym piszesz, Konrad. Z tego, co przytaczasz z forum, wygląda na to, że istnieje ono szerzej w świadomości społecznej niż dość elitarne rozkminy na temat kryzysu reprezentacji.

lewar pisze...

A ja tylko wtrącę, że cierpię strasznie przez to zainkorporowanie mojej Sashy Grey do kultury pop, tej mniej zakitranej, tej z portali gazeta.pl onetów i innych takich. Że teraz o takiej Sashy poczytać może sobie każdy luj odpalający lekkie serwisy przy pierwszej kawie w pracy. Zawsze boli jak ktoś oświetla underground halogenem, ale teraz bardziej, bo ona moja była. Nasza. A już nie jest nasza. Jest ich.

Monika Pastuszko pisze...

Lwr: Twoja uwaga - jak najbardziej na temat. Sasha została przechwycona - tak samo, jak szczere, niezbrukane real foto. To
już nie jest Sasha Grey, tylko pop-symbol pornografii wykorzystany w
reklamie.
Hyh, a jednak chyba wierzę Baudrillardowi w te symulakry, skoro piszę o
prawdziwej i fałszywej Sashy.